T.M.
Frazier - „Permission”
Finał historii Emmy Jean i
Ponurego.
W Lacking panuje wojna. Na ulicach nie jest bezpiecznie. Kiedy w mieście niespodziewanie pojawia się postać z przeszłości Sztuczki, dziewczyna musi dokonać wyboru pomiędzy życiem, jakiego zawsze pragnęła, a tym, o jakim nawet nie wiedziała, że mogłabym mieć.
Dopóki nie poznała Ponurego, nie zdawała sobie sprawy z własnej siły. Ale czy będzie dość silna, aby żyć bez niego?
„-
Chciałem, żebyś to zobaczyła, bo... - wydyma policzki, po czym
wypuszcza głośno oddech, sfrustrowany, że nie może znaleźć
właściwych słów. - Bo owszem, jestem gościem w skórzanym
kapturze i z krwią na rękach, ale też kimś więcej. Więcej niż
katem Bractwa Bedlam. Więcej niż jego przywódcą. Jestem
człowiekiem. Z krwi i kości. Z bijącym sercem. Zdolnym do
zadawania śmierci, ale też do życia pełną parą. Do miłości i
śmierci. Zabieram wiele, ale też...
- Dajesz życie –
podpowiadam.
- Tak, cos w tym stylu. Chciałem, żebyś zobaczyła
mnie całego.”
O
czym ze swojej przeszłości dowie się Emma?
Czy ta historia ma
szansę na szczęśliwe zakończenie?
„Zawsze
wiedziałam, że Ponury jest niebezpieczny, ale teraz pierwszy raz
czuję to aż do szpiku kości. Jest brutalny i lojalny. Jest
mordercą i wybawicielem. Serce bije mi na alarm, który jednak nie
dociera do mózgu. Mogę myśleć tylko o tym, jak bardzo go kocham.
Jak bardzo go potrzebuję. I to nie pomimo tego, kim jest, ale
właśnie ze względu na to.”
„Permission”
to idealne zakończenie trylogii, właściwie lepszego finishu nie
mogłam sobie wymarzyć! Przeczytanie całej trylogii zajęło mi
dokładnie 3 dni, chłonęłam po jednym tomie na dzień. Bardzo się
cieszę, że nie musiałam czekać na kontynuację, tylko mogłam na
raz przeczytać całą tą opowiastkę. Zrobiła ona na mnie tak
ogromne wrażenie, że wiem, że jestem w niej nieodwracalnie
zakochana. Akcja jest bardzo nieprzewidywalna i dynamiczna, co
powoduje, że czytelnik nie może i przede wszystkim nie chce się
rozstać z bohaterami ani na chwilę, dopóki nie dobrnie do samego
końca. Gdy tylko wzięłam pierwszy tom do ręki, pragnęłam, aby
chwile, które spędzę z bohaterami trwały jak najdłużej i wiem,
że popełniłam największy błąd, jaki mogłam, że tak szybko ją
czytałam, zamiast delektować się każdym zdaniem, każdą stroną,
każdym rozdziałem. Autorka doskonale wie, jak sprawić by
czytelnikiem targały najróżniejsze emocje, były momenty, w
których kochałam tę opowieść, by za chwilę jej nienawidzić, bo
moje serce pękało na milion drobnych elementów, ale za już parę
stron dalej było ponownie poskładane. Droga, którą mają do
pokonania Emma i Ponury, jest tak wyboista, że ogromnym wyczynem
jest przebrnięcie przez nią bez żadnej rysy. Ich opowieść nie
jest łatwa, ja sama momentami odnosiłam wrażenie, że
przeciwności, które napotykają, sprawią, że już nic nie będzie
dobrze, jednak za każdym razem gdzieś tam tliła się iskierka
nadziei, że może jednak im się uda. Czy tak jednak będzie?
Nie
chciałam pisać wam zbyt długiej recenzji, ponieważ ta trylogia
jest zdecydowanie w pierwszej mojej trójce „must read” tego
roku! Ci, którzy znają pióro T.M.Frazier wiedzą, jak ogromne
emocje potrafią wzbudzać jej opowieści, muszą koniecznie dodać
wszystkie 3 tomy do swojej biblioteczki, a ci, którzy dopiero
zaczynają przygodę z twórczością autorki, śmiało mogą jako
pierwszą przeczytać tę trylogię. Ja jestem w niej nieodwracalnie
zakochana i żałuję jedynie, że nie będzie już żadnej kolejnej
książki z losami tej dwójki. Mam jednak nadzieję, że pojawią
się oni, chociaż na chwilkę w innych powieściach autorki.
Gorąco polecam!!
Paula
Za możliwość
przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu i
Niegrzecznym Książkom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz