piątek, 26 kwietnia 2019

Vi Keeland
Penelope Ward
“Zbuntowany dziedzic”


Twoja miłość to wszystko, czego potrzebuję. To coś, co tak naprawdę otrzymałem tylko od garstki ludzi na tym świecie.”

Gia Mirabelli to pisarka, która spędza lato w Hampton pracując nad swoją debiutancką powieścią, która niestety, nie idzie jej zbyt dobrze. Do tego jej przyjaciółka prosi o przysługę, by ta zastąpiła ją na jeden wieczór za barem. Dziewczyna nie ma zielonego pojęcia, jak się robi drinki, myli kilka zamówień, a na domiar złego świadkiem całego zajścia staje się właściciel baru - Rush.

“Obstawiałam, że gość jest kimś w rodzaju niebieskiego ptaka, który jest tu przelotem i przypadkiem wybrał ten bar. W życiu bym nie powiedziała, że to cholerny właściciel całego przybytku.”

Mężczyzna ma reputację wrednego szefa przez to, że jest opryskliwy i niemiły dla pracowników. Jest wkurzony i grozi zwolnieniem przyjaciółki Gii, ale nie przewidział tego, że dziewczyna mu się jeszcze przyda i proponuje jej pracę. Z dnia na dzień zbliżają się do siebie, a iskry między nimi są wręcz namacalne, jednakże problemem jest to, że Rush nie umawia się z pracownicami i nie interesuje go stały związek. Jednak, jak długo będzie się opierał uczuciom?

Czy Gii uda się przebić przez mur, którym się odgrodził Rush?
Dlaczego nie interesują go stałe związki?

Duet Keeland i Ward po raz kolejny mnie nie zawiódł. Czy te autorki mogą cokolwiek spierniczyć? Nie sądzę. Kiedy zauważyłam w zapowiedziach tę książkę, to wiedziałam, że muszę ją mieć, do tego okładka na pierwszy rzut oka, przyciąga niesamowicie. Jako okładkowa sroka w dużej mierze, zwracam właśnie na nie dużą uwagę. Wracając do książki “Zbuntowany dziedzic” to opowieść pełna humoru, ale także o uczuciu, które nie powinno się zdarzyć. To również historia o namiętności, pożądaniu, trudnych wyborach, rozterkach życiowych i tęsknocie.
Fabuła nie jest skomplikowana i fajnie poprowadzona, postacie były takie prawdziwe, z zadziornością, nie takie ciepłe kluchy, jak to moja przyjaciółka mawia. Czułam się tak, jakbym obserwowała kogoś, kogo dobrze znam. Styl autorek jest zabawny, lekki i spójny. Pisarki w bardzo fajny sposób budują napięcie pomiędzy bohaterami i łączą je ze sobą bardzo płynnie. One po prostu potrafią stworzyć taką scenerię, w której się od razu zatracamy. Do tego dialogi pomiędzy Gią a Rushem były świetnie napisane i z pomysłem. Ta książka już od pierwszej strony mnie porwała i nie mogłam się od niej oderwać. Nie wiem, co w sobie takiego mają te autorki, że widząc same ich nazwiska, od razu wiem, że każdą książkę przeczytam. Nie ważne czy to osobno, czy w duecie. Po prostu uwielbiam ich twórczość, ponieważ potrafią tworzyć historie, które rozśmieszają nas do łez, ale z drugiej strony poruszają problemami i zmaganiami bohaterów. Dzięki tym Paniom udaje się do innego świata, gdzie moje problemy i codzienność przestają istnieć, tylko zatracam się w świecie fikcji i świetnej opowieści. Wiadomo, że książki nie mogą być tylko słodko pierdzące, ale też muszą opowiedzieć nam jakąś historię. Jeszcze pozwolę sobie wspomnieć coś na temat zakończenia, którego zaczęłam się domyślać, chociaż nie dopuszczałam tego do siebie i nie spodziewałam się, że autorki na sam koniec zrzucą taką bombę i wierzcie mi, że nie będziecie się mogli doczekać kolejnej części i tego, co się dalej wydarzy.

Co, do postaci to uważam, że są bardzo sympatyczni. Gia to taka troszkę szara myszka, ale nie do końca, jest pracowita i skromna. Ma przyjemną osobowość. Podobało mi się w niej to, że życie kilkukrotnie rzucało jej kłody pod nogi, a ona potrafiła sobie poradzić z trudnymi sytuacjami, co było godne podziwu. Przyjechała na wakacje do Hamptons, aby znaleźć inspirację do napisania książki, której termin się zbliżał wielkimi krokami. Przez przypadek trafia do baru, gdzie poznaje niegrzecznego i wytatuowanego szefa lokalu.
Rush to więcej niż opryskliwy i arogancki facet. Kiedy trzeba, jest naprawdę troskliwy i pomocny, potrafi być podporą dla drugiej osoby, ale broni się przed uczuciami. Jest właścicielem baru/restauracji “The Heights”, gdzie poznaje Gię.
Dziewczyna nie jest mu obojętna, ale ma swoje powody, dla których nie chce jej dopuścić zbyt blisko siebie.

“- Gia. Lubię z tobą rozmawiać. Ale nie jestem dla ciebie odpowiednim facetem.
- Więc to, że jesteś moim szefem, to tylko wymówka, a nie prawdziwy powód, dla którego nie chcesz się ze mną spotykać.
- Tak, to nie jedyny powód. Ale to ja mam problem… nie ty.”

Bohaterzy drugoplanowi mieli duży udział w tej powieści, byli oparciem dla Rusha, jak i Gii. Najbardziej do gustu przypadła mi matka mężczyzny, kobiecina naprawdę przesympatyczna i ojciec Gii, którego polubiłam już od pierwszej sceny z jego udziałem.

Tak więc zacny duet V. Keeland i P. Ward po raz kolejny nie zawodzi. Już od samego początku tej książki przepadłam i zakochałam się w bohaterach. Poznajcie historię Gii i Rusha, która Was zachwyci, a zakończenie wbije w fotel i pozostawi z pytaniem: Co, się tu do cholery wydarzyło?
Szczerze polecam :)

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...