środa, 17 kwietnia 2019

Kochani dziś premierę ma nasz patronat medialny książka Cory Reilly - "Złączeni honorem".
Z  tej okazji  mamy dla Was prolog oraz dwa pierwsze rozdziały, aby zachęcić Was do sięgnięcia po swój egzemplarz :)

PROLOG

Uniosłam dłoń, palce trzęsły mi się niczym liście na wietrze, a serce biło jak u kolibra. Luca
objął moją dłoń pewną ręką i wsunął mi na palec pierścionek wykonany z białego złota i
dwudziestu małych brylantów.
To powinno stanowić symbol miłości i oddania, ale w naszym przypadku oznaczało,
że stałam się własnością mężczyzny, którego poślubiłam. Do końca życia miało mi
przypominać o złotej klatce, w której zostałam uwięziona. Słowa przysięgi: „Dopóki śmierć
nas nie rozłączy”, nabierały więc zupełnie innego znaczenia niż dla większości ludzi
wstępujących w związek małżeński. W naszym świecie nie istniało coś takiego jak rozwód,
miałam należeć do Luki aż do swojej żałosnej śmierci. Ostatnie słowa ślubowania, które
składali mężczyźni, wstępując w szeregi mafii brzmiały: „Wstępuję za życia, odejdę w chwili
śmierci” – mogły więc równie dobrze stanowić zakończenie mojej przysięgi małżeńskiej.
Powinnam uciec, kiedy miałam okazję. Teraz, gdy wpatrywały się we mnie setki osób
z nowojorskiego i chicagowskiego oddziału mafii, nie miałam już tej możliwości. W naszym
świecie małżonków mogła rozdzielić tylko śmierć. Nawet jeśli udałoby mi się zwiać spod
czujnego oka Luki i jego ludzi, naruszenie umowy doprowadziłoby do wybuchu wojny, a mój
ojciec nie zdołałby powstrzymać rodziny mojego męża od dokonania zemsty za
zbezczeszczenie reputacji.
Moje uczucia, jak zawsze, nie były brane pod uwagę. Dorastałam w świecie, w którym
nikt, zwłaszcza kobiety, nie decydował o sobie.
Nie było nam dane pobrać się z miłości czy choćby z własnej woli. Chodziło jedynie o
obowiązek i honor, a także o spełnienie oczekiwań.
Nasze małżeństwo miało charakter unii przypieczętowującej pokój.
Nie byłam idiotką, dlatego zdawałam sobie sprawę, o co tak naprawdę chodziło: o
pieniądze i władzę, a jedno i drugie kurczyło się, odkąd rosyjska Brać 1 i tajwańska Triada 2 , a
także inne grupy przestępcze, próbowały rozszerzyć wpływy również na naszych terytoriach.
W całych Stanach Zjednoczonych włoskie rodziny musiały puścić w zapomnienie dawne
waśnie i stworzyć wspólny front przeciw naszym wrogom. Powinnam czuć się uhonorowana,
ponieważ wybrano mnie na przyszłą żonę najstarszego syna szefa nowojorskiego oddziału
mafii. Ojciec i każdy męski krewny wbijali mi te słowa do głowy od dnia, w którym
zaręczono mnie z Lucą. Wiedziałam, że było to wyróżnienie, miałam też czas, aby
przygotować się na tę chwilę, ale mimo to bez przerwy towarzyszył mi strach.
– Możesz pocałować pannę młodą – powiedział ksiądz.
Uniosłam głowę. Zgromadzeni ludzie lustrowali mnie wzrokiem, wyczekując chwili,
w której ujawniłabym słabość. Ojciec wściekłby się, gdybym okazała przerażenie, a rodzina
Luki wykorzystałaby to przeciw nam. Dorastałam w świecie, w którym jedyną tarczą kobiety
była umiejętność panowania nad wyrazem twarzy, więc bez problemu przybrałam spokojną
minę. Nikt nigdy nie dowie się, jak bardzo pragnęłam uciec. Nikt poza Lucą. Pomimo starań,
nie udawało mi się zamaskować przed nim emocji. Ciągle się trzęsłam, a gdy napotkałam
spojrzenie jego zimnych szarych oczu, wyczytałam z nich, że potrafił przejrzeć mnie na
wylot. Zapewne tak często wywoływał w ludziach strach, że rozpoznawanie przerażenia stało
się jego naturalną umiejętnością.

Pochylił głowę, zbliżając twarz do mojej. Na jego obliczu nie widniał choćby ślad
obawy, strachu czy wątpliwości. Usta mi drżały przy jego wargach, gdy skupił na mnie
wzrok, przekazujący jednoznaczną wiadomość: Jesteś moja.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Trzy lata wcześniej
Siedziałam na szezlongu w bibliotece i czytałam książkę, a Liliana spała z głową na moich
kolanach, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Siostra nawet nie drgnęła, gdy weszła matka.
Ciemnoblond włosy miała upięte w ciasny kok, a blada twarz naznaczona była troską i
zmartwieniem.
– Coś się stało? – zapytałam.
Uśmiechnęła się tym swoim sztucznym, wyćwiczonym uśmiechem.
– Ojciec chce porozmawiać z tobą w gabinecie.
Ostrożnie przesunęłam głowę Lily na szezlong, a siostra podwinęła pod siebie nogi.
Była drobna jak na jedenastolatkę, choć z drugiej strony ja też nie należałam do szczególnie
wysokich, zresztą jak wszystkie kobiety w naszej rodzinie – mierzyłam sto sześćdziesiąt pięć
centymetrów.
Matka unikała mojego spojrzenia, kiedy do niej podeszłam.
– Przeskrobałam coś? – zapytałam, choć nie miałam pojęcia, co takiego mogłam
zrobić. Przeważnie byłyśmy z Lily posłuszne. To Gianna ciągle łamała zasady, za co
dostawała kary.
– Pospiesz się, ojciec czeka – odpowiedziała matka.
Zanim dotarłam przed gabinet ojca, mój żołądek zdążył zwinąć się w supeł. Stałam
przez chwilę, próbując opanować emocje, a następnie zapukałam.
– Wejdź. – Zza drzwi dobiegł głos ojca.
Wkroczyłam do gabinetu, zmuszając się jednocześnie do przybrania opanowanego
wyrazu twarzy. Ojciec siedział w szerokim, czarnym skórzanym fotelu za mahoniowym
biurkiem, a za nim piętrzyły się wykonane z tego samego drewna półki wypełnione
książkami, których nigdy nie przeczytał – miały jedynie zasłaniać tajemne wejście do
piwnicy, gdzie znajdował się korytarz prowadzący poza teren naszej posiadłości.
Ojciec uniósł głowę znad stosu papierów, włosy miał przylizane.
– Siadaj – nakazał.
Opadłam na jedno z krzeseł po drugiej stronie biurka i złożyłam dłonie na kolanach,
próbując nie przygryzać nerwowo wargi, gdyż ojciec tego nienawidził. Czekałam, aż się
odezwie, ale zanim to uczynił, przyglądał mi się przez chwilę z dziwnym wyrazem twarzy.
– Brać i Triada próbują przejąć nasze terytoria, z każdym dniem robią się coraz
odważniejsze. Mamy więcej szczęścia niż rodzina z Las Vegas, która jeszcze na dokładkę
musi odpierać ataki Meksykanów, ale nie możemy już udawać, że Rosjanie i Tajwańczycy nie
stanowią dla nas zagrożenia.
Nie rozumiałam, dlaczego ojciec mi o tym mówił, ponieważ nigdy nie poruszał przy
nas takich tematów – dziewczyny nie musiały znać szczegółów przedsięwzięć mafijnych, ale
wiedziałam, że nie powinnam się odzywać.
– Musimy pogodzić się z nowojorską rodziną i połączyć siły, abyśmy byli w stanie
obronić się przed Bracią i Triadą – oznajmił spokojnie.
Mieliśmy zawrzeć pokój z nowojorczykami? Ojciec, jak każdy inny członek
chicagowskiej ekipy, nienawidził tej rodziny. Przez lata wyżynali się wzajemnie i dopiero
niedawno zdecydowali się na zawieszenie broni, w celu zdziesiątkowania szeregów innych
organizacji przestępczych, takich jak Brać i Triada. Ojciec kontynuował:
– Nie istnieją więzy silniejsze od więzów krwi. Przynajmniej w tym zgadzam się z
nowojorczykami.
Na mojej twarzy odmalował się wyraz konsternacji.

– „Z krwi zrodzeni, w krwi zaprzysiężeni”. Tak brzmi ich motto.
Przytaknęłam, coraz mocniej zdezorientowana.
– Spotkałem się wczoraj z Salvatore Vitiellim.
Ojciec widział się z capo dei capi 1 , zwierzchnikiem nowojorskiej mafii? Ostatnie
spotkanie między nowojorczykami i oddziałem z Chicago odbyło się dekadę temu i nie
zakończyło się za dobrze. Tamten dzień wciąż wspominało się jako Krwawy Czwartek, a
ojciec nawet nie był szefem. Pełnił funkcję doradcy Fiore Cavallara, który rządził
działalnością przestępczą na Środkowym Wschodzie.
– Ustaliliśmy, że rozważymy sojusz tylko wówczas, gdy zostaniemy rodziną. – Ojciec
wbił we mnie wzrok i nagle nie chciałam usłyszeć reszty jego wywodu. – Postanowiliśmy, iż
poślubisz jego najstarszego syna Lucę, przyszłego capo dei capi.
Miałam wrażenie, że zapadam się pod ziemię.
– Dlaczego ja?
– Vitiello i Fiore od jakiego czasu rozmawiali o zawarciu pokoju i uznali, że
najlepszym przypieczętowaniem zawieszenia broni będzie małżeństwo. Dlatego Vitiello
poprosił, abyśmy wydali za jego syna najpiękniejszą z naszych córek. Oczywiście nie
mogliśmy podsunąć córki któregoś z żołnierzy, a jak wiesz, Fiore nie ma córek, dlatego
zdecydowaliśmy, że najpiękniejszą z dziewczyn w odpowiednim wieku jesteś ty.
Gianna była równie piękna, ale odrobinę młodsza niż ja i zapewne to ją uratowało.
– Jest wiele pięknych dziewczyn – powiedziałam z trudem. Oddech uwiązł mi w
gardle, a ojciec spojrzał na mnie, jakby uważał mnie za najcenniejszą z posiadanych rzeczy.
– Niewiele Włoszek ma twój kolor włosów, który Fiore określa jako złoty. – Ojciec
zarechotał. – Jesteś naszą przepustką do nowojorskiej rodziny.
– Ale ojcze, mam dopiero piętnaście lat. Nie mogę wyjść za mąż.
Ojciec zbył moje słowa lekceważącym gestem.
– Mogłabyś, za moją zgodą. Poza tym, co nas obchodzi prawo?
Tak mocno zacisnęłam dłonie na podłokietnikach, aż pobielały mi knykcie, ale nie
poczułam bólu, gdyż moje ciało przeszło w stan odrętwienia.
– Niemniej powiedziałem Salvatore, że do ślubu dojdzie dopiero, gdy ukończysz
osiemnaście lat. Twoja matka nalegała, abyś była pełnoletnia i skończyła najpierw szkołę, a
Fiore przystał na jej prośbę.
Więc to szef pozwolił ojcu wstrzymać się ze ślubem. Ojciec już teraz rzuciłby mnie w
ramiona przyszłego męża. Męża. Dopadły mnie mdłości. Wiedziałam o Luce Vitiellim tylko
tyle, że przejmie po ojcu zwierzchnictwo nad nowojorską mafią, a swoją ksywkę „Imadło”
otrzymał, kiedy skręcił mężczyźnie kark gołymi rękami. Nie wiedziałam nawet ile miał lat,
ale to bez znaczenia, ponieważ moja kuzynka Bibiana poślubiła mężczyznę starszego od niej
o trzydzieści lat. Miałam jednak cichą nadzieję, że Luca nie jest aż tak stary, skoro jego ojciec
jeszcze nie przeszedł na emeryturę. Czy był okrutny?
Skręcił człowiekowi kark. Będzie przewodził nowojorskiej mafii.
– Ojcze – szepnęłam. – Nie zmuszaj mnie do poślubienia tego mężczyzny.
Ojciec przybrał surową miną.
– Wyjdziesz za Lucę Vitiellego. Przypieczętowałem umowę z jego ojcem. Będziesz
dobrą żoną dla Luki, a kiedy poznasz go podczas przyjęcia z okazji waszych zaręczyn,
zachowasz się jak na damę przystało.
– Przyjęcie zaręczynowe? – powtórzyłam. Mój głos zabrzmiał bezbarwnie i pusto,
jakby dochodził z oddali.

– Oczywiście. Pojawi się okazja na zacieśnienie więzi, a Luca będzie mógł się
przekonać, co zyska na tej umowie. Nie chcemy go rozczarować.
– Kiedy? – Odchrząknęłam, a mimo to gula pozostała w moim gardle. – Kiedy
odbędzie się przyjęcie zaręczynowe?
– W sierpniu.
Czyli za dwa miesiące. Skwitowałam to otępiałym przytaknięciem. Uwielbiałam
czytać romanse i gdy tylko bohaterowie brali ślub, wyobrażałam sobie własny. Zawsze
myślałam, że będzie to dzień pełen radości i miłości. Ale, jak się okazało, były to mrzonki
głupiego dziewczątka.
– Więc mogę nadal chodzić do szkoły?
A jakie to w ogóle miało znaczenie? Po co miałam ukończyć edukację, skoro i tak nie
mogłam iść na studia ani do pracy? Moim zadaniem stanie się ogrzewanie mężowi łóżka.
Gardło mi się zacisnęło, a pod powiekami zapiekły łzy, jednak starałam się zapanować nad
emocjami. Ojciec nie znosił, gdy traciłam nad sobą kontrolę.
– Tak. Vitiello wydawał się zadowolony, że uczęszczasz do żeńskiej szkoły
katolickiej.
No jasne. Przecież nie mogli ryzykować, że zbliżyłabym się do jakiegoś chłopaka.
– To wszystko?
– Jak na razie.
Wyszłam z gabinetu, jakbym była w transie. Cztery miesiące temu skończyłam
piętnaście lat i cieszyłam się tymi urodzinami, gdyż wydawały się ogromnym krokiem ku
mojej przyszłości. Byłam głupia. Moje życie skończyło się, zanim się naprawdę zaczęło.
Wszystkie decyzje zostały podjęte za mnie.
***

Nie mogłam przestać płakać. Gianna głaskała mnie po głowie, którą położyłam na jej
kolanach. Była ode mnie młodsza zaledwie o osiemnaście miesięcy, miała trzynaście lat, ale
dziś różnica wieku między nami świadczyła na moją niekorzyść, skazując na życie w
pozbawionej miłości pułapce i utratę wolności. Bardzo starałam się nie obwiniać o to Gianny,
bo przecież niczym nie zawiniła.
– Może spróbuj porozmawiać z ojcem. Mógłby zmienić zdanie – podpowiedziała
łagodnie.
– Nie zmieni.
– Może mama go przekona.
Jakby ojciec kiedykolwiek pozwolił, żeby kobieta podjęła za niego decyzję.
– Nikt ani nic w żaden sposób nie nakłoni go do zmiany zdania. To już przesądzone –
wyznałam przygnębiona.
Nie widziałam matki, odkąd wysłała mnie do gabinetu ojca i przypuszczałam, że nie
chciała spojrzeć mi w twarz, ponieważ była świadoma tego, na co mnie skazała.
– Ale Ario…
Kiedy uniosłam głowę i otarłam łzy, dostrzegłam, że Gianna patrzy na mnie ze
współczuciem. Jej tęczówki miały barwę bezchmurnego letniego nieba, taką samą jak moje.
Różnił nas tylko kolor włosów – moje były jasne, a jej rude, przez co ojciec czasami złośliwie
przezywał ją wiedźmą.
– Przypieczętował umowę z ojcem Luki.
– Spotkali się?
Też mnie to zastanawiało. Dlaczego znalazł chwilę na spotkanie z szefem
nowojorskiej rodziny, ale zabrakło mu czasu, aby powiedzieć mi, iż postanowił sprzedać mnie

jak jakąś luksusową dziwkę? Odsunęłam od siebie frustrację i rozpacz, które próbowały
zagnieździć się w moim sercu.
– Tak mi powiedział.
– Musi być jakieś inne wyjście – zaprotestowała Gianna.
– Nie ma.
– Ale jeszcze nawet nie poznałaś tego typa. Nie wiesz, jak on wygląda! Może jest
brzydki, gruby i stary.
Brzydki, gruby i stary. Jakby to były jedyne cechy Luki, które powinny mnie martwić.
– Poszukajmy go w internecie. Na pewno znajdziemy jakieś zdjęcia. – Gianna
zeskoczyła z łóżka, po czym wzięła z biurka mój laptop i z powrotem usiadła.
Znalazłyśmy kilka zdjęć Luki i nawet jakieś artykuły na jego temat. Miał
najzimniejsze szare oczy, jakie w życiu widziałam i bez problemu potrafiłam sobie
wyobrazić, jak spoglądał tym wzrokiem na ofiarę, tuż przed wykonaniem wyroku.
– Jest spośród nich najwyższy – powiedziała z podziwem Gianna.
Miała rację, nieważne z kim go fotografowano, na każdym zdjęciu był wyższy od
towarzyszy, a do tego odznaczał się sporą muskulaturą, co zapewne wyjaśniało, dlaczego za
plecami nazywano go „Bykiem”. Tego przydomku używały też media, które opisywały go
jako dziedzica Salvatore Vitiella, biznesmena i właściciela klubu nocnego. Biznesmena.
Pozory mylą. Każdy wiedział, czym naprawdę zajmował się Salvatore Vitiello, ale nikt nie
był na tyle głupi, żeby wspomnieć o tym w prasie.
– Na każdym zdjęciu jest z inną dziewczyną – dodała zaintrygowana Gianna.
Spojrzałam na beznamiętną twarz mojego przyszłego męża. Gazety ochrzciły go
mianem najbardziej pożądanego kawalera w Nowym Jorku, ponieważ miał odziedziczyć setki
milionów dolarów. Bardziej adekwatne jednak byłoby nazwanie go dziedzicem imperium
śmierci.
– Boże, dziewczyny się za nim uganiają. Chyba jest przystojny.
– To niech go sobie wezmą – skwitowałam gorzko.
W naszym świecie przyjemna aparycja często skrywała potwora. Dziewczyny ze
śmietanki towarzyskiej dostrzegały tylko jego wygląd i bogactwo, uważały również, że aura
łobuza, którą roztaczał, stanowiła tylko pozę. Przymilały się do niego ze względu na jego
drapieżny urok i władzę, ale nie wiedziały, że pod aroganckim uśmiechem czaiły się krew i
śmierć.
Wstałam nagle.
– Muszę pogadać z Umberto.
Umberto dobiegał pięćdziesiątki i był lojalnym żołnierzem ojca, a także moim i
Gianny ochroniarzem. Wiedział wszystko. Mama nazywała go plotkarzem, ale jeśli ktoś
mógłby powiedzieć mi coś więcej o Luce, to tą osobą z pewnością był Umberto.

***

– Oficjalnie stał się członkiem mafii, gdy miał jedenaście lat – wyjaśnił Umberto, jak co dzień
ostrząc nóż. Po kuchni roznosił się aromat pomidorów i oregano, który przeważnie działał na
mnie kojąco, jednak nie tym razem.
– Miał jedenaście lat? – dociekałam, próbując zachować spokój. Większość mężczyzn
stawała się pełnoprawnymi członkami mafii, dopiero po ukończeniu szesnastu lat. – Z
powodu ojca?
Umberto wyszczerzył zęby w uśmiechu, ujawniając siekacze ze złota, i przestał
ostrzyć nóż.
– Myślisz, że popuszczano mu, bo jest synem szefa? Zabił pierwszy raz, gdy miał
jedenaście lat i dlatego postanowili zaprzysiąc go tak wcześnie.

Gianna głośno wciągnęła powietrze.
– To potwór.
Umberto wzruszył ramionami.
– Jest tym, kim musi być. Cipa nie może rządzić Nowym Jorkiem. – Uśmiechnął się
do nas z pokorą. – To znaczy ciapa.
– Co się stało? – Nie byłam pewna, czy chciałam poznać odpowiedź. Jeśli Luca
dopuścił się pierwszego zabójstwa, gdy miał jedenaście lat, to ile osób pozbawił życia w
ciągu kolejnych dziewięciu, które minęły od tamtego zdarzenia?
Umberto pokręcił łysą głową i podrapał się po długiej bliźnie, biegnącej od jego skroni
aż do podbródka. Był chudy i nie przerażał wyglądem, ale matka twierdziła, że niewielu
potrafiło posługiwać się nożem z taką szybkością jak on. Nigdy jednak nie widziałam go w
akcji.
– Nie wiem, nie znam się za dobrze z nowojorską rodziną. – Przyglądałam się naszej
kucharce, która szykowała kolację i próbowałam skupić się na czymś innym niż nerwowe
mdłości i przytłaczający strach. Umberto zerknął uważnie na moją twarz. – To dobra partia.
Niedługo stanie się najpotężniejszym mężczyzną na Wschodnim Wybrzeżu. Będzie cię
chronił.
– A kto ochroni mnie przed nim? – syknęłam.
Umberto nie zaszczycił mnie odpowiedzią, ponieważ była oczywista: po ślubie nikt
mnie nie uchroni przed Lucą. Ani Umberto, ani ojciec. W naszym świecie kobieta należała do
swojego męża: była jego własnością, z którą obchodził się, jak mu się podobało.

ROZDZIAŁ DRUGI

Ostatnie dwa miesiące minęły mi jak z bicza strzelił, choć marzyłam, by czas zwolnił, abym
była w stanie przygotować się na nieuniknione. Moje przyjęcie zaręczynowe miało odbyć się
za dwa dni, a mama uwijała się, rozkazując służbie i pilnując, żeby dom wyglądał idealne.
Nie zaproszono zbyt wielu gości; tylko naszą rodzinę, rodzinę Luki oraz rodziny głów
nowojorskiego i chicagowskiego oddziału. Umberto powiedział, że podjęto taką decyzję ze
względów ostrożności – przymierze zostało zawarte niedawno, więc nie zamierzano narażać
setek gości na niepotrzebne ryzyko.
Szkoda, że nie zdecydowano się odwołać przyjęcia – gdyby mnie ktoś pytał o zdanie,
wolałabym poznać Lucę dopiero przed ołtarzem.
Fabiano skakał po moim łóżku, wyginając usta w podkówkę. Miał dopiero pięć lat i
mnóstwo energii.
– Chcę się bawić! – krzyknął.
– Matka mówiła, żebyś nie biegał po domu. Ma wyglądać nieskazitelnie na przyjazd
gości – oznajmiłam.
– Ale jeszcze nie przyjechali!
Dzięki Bogu, Luca i pozostali nowojorczycy mieli pojawić się dopiero jutro. Tylko
jedna noc dzieliła mnie od poznania przyszłego męża – mężczyzny, który gołymi rękami zabił
człowieka. Przymknęłam oczy.
– Znów płaczesz? – Fabiano zeskoczył z łóżka, podszedł do mnie i chwycił za rękę.
Blond czuprynę miał w nieładzie, ale gdy próbowałam dotknąć jego włosów, gwałtownie
odsunął głowę.
– O co ci chodzi? – Starałam się przy nim nie płakać. Przeważnie chlipałam nocą, pod
osłoną mroku.
– Lily powiedziała, że ciągle beczysz, bo Luca cię kupił.
Zamarłam. Będę musiała nakazać Lilianie, aby nie gadała za dużo, bo tylko narobi mi
problemów.
– Nie kupił mnie. – Kłamczucha.
– Równie dobrze mógł – skwitowała Gianna, stając w drzwiach. Podskoczyłam na
dźwięk jej głosu.
– Ciii. Co, jeśli ojciec usłyszy? – wyszeptałam nerwowo.
Gianna wzruszyła ramionami.
– Zna moją opinię na temat decyzji o sprzedaniu ciebie niczym mlecznej krowy.
– Gianna – ostrzegłam, ruchem głowy wskazując brata, który przyglądał mi się
badawczo.
– Nie chcę, żebyś nas zostawiła – wyszeptał.
– Nie wyjadę na długo, Fabi. – Wydawało się, że ta odpowiedź go zadowoliła, gdyż
jego twarz ponownie ożywił uśmiech małego psotnika.
– Złap mnie! – krzyknął.
Rzucił się biegiem i odepchnął Giannę, która zatarasowała mu przejście.
Siostra ruszyła za nim, wykrzykując:
– Skopię ci tyłek, potworku!
Pobiegłam za nimi. Liliana wystawiła głowę ze swojego pokoju i również dołączyła
do pościgu. Matka urwałaby mi głowę, gdybyśmy potłukli jakąś pamiątkę rodzinną, dlatego
zbiegłam pospiesznie po schodach. Fabiano wciąż przewodził i choć był szybki, to Liliana
prawie go dogoniła, natomiast mnie i Giannie przemieszczanie się utrudniały obcasy, które
kazała nam nosić matka, abyśmy nauczyły się w nich swobodnie poruszać. Fabiano wpadł na
korytarz prowadzący do zachodniego skrzydła, a my za nim. Prawie krzyknęłam, żeby się
zatrzymał, ponieważ w tej części domu znajdował się gabinet ojca i mielibyśmy kłopoty,
gdyby nas przyłapał. Od brata oczekiwano, że będzie postępował jak mężczyzna, ale który
pięciolatek się tak zachowuje?
Kiedy minęliśmy gabinet ojca, poczułam ulgę, jednak nie trwało to długo, ponieważ
nagle na korytarzu pojawiło się trzech mężczyzn. Chciałam ich ostrzec, ale było już za późno.
Fabiano zdążył się zatrzymać, natomiast rozpędzona Liliana wpadła na mężczyznę stojącego
w środku. Większość ludzi przy takim zderzeniu straciłaby równowagę, ale z drugiej strony
większość nie miała niemal dwóch metrów wzrostu i nie była zbudowana jak byk.
Zatrzymałam się gwałtownie, czując jakby czas zwolnił bieg, a następnie się
zatrzymał. Gianna głośno sapnęła, ja natomiast wbiłam wzrok w mojego przyszłego męża,
spoglądającego na Lilianę i przytrzymującego ją silnymi rękami – tymi samymi, którymi
zmiażdżył komuś tchawicę.
– Liliana – pisnęłam przerażona.
Zwracałam się do niej pełnym imieniem tylko wówczas gdy coś przeskrobała albo gdy
wydarzyło się coś bardzo złego. Żałowałam, że nie udało mi się lepiej zapanować nad
strachem, ponieważ wszyscy, łącznie z Lucą, na mnie patrzyli. Mężczyzna otaksował mnie
spojrzeniem szarych oczu, zatrzymując się na chwilę na moich włosach.
Boże, ależ był wysoki. Jego towarzysze mierzyli ponad metr osiemdziesiąt wzrostu,
ale przy nim wyglądali jak karły. Luca nadal trzymał ręce na ramionach Lily.
– Podejdź tu, Liliano – nakazałam chłodnym tonem, wyciągając jednocześnie dłoń w
stronę siostry.
Nie chciałam, żeby znajdowała się przy tych facetach. Liliana cofnęła się gwałtownie,
po czym rzuciła mi się w ramiona, wtulając we mnie twarz. Luca uniósł czarną brew.
– To Luca Vitiello! – powiedziała Gianna, nie skrywając obrzydzenia.
Fabiano wydał dźwięk przypominający odgłos rozwścieczonego kota stepowego i
ruszył na Lucę, bijąc go piąstkami po nogach i brzuchu.
– Odczep się od Arii! Nie dam ci jej.
Miałam wrażenie, że moje serce przestało bić. Towarzysz Luki zrobił krok do przodu,
a pod jego kamizelką ukazał się zarys broni; zapewne był ochroniarzem mojego przyszłego
męża.
– Nie, Cesare – powiedział spokojnie Luca, a facet zamarł na dźwięk jego głosu.
Luca złapał piąstki mojego brata w jedną rękę, aby go powstrzymać, choć wątpiłam,
że poczuł ciosy. Przekazałam Lily Giannie, która objęła troskliwie siostrę, a następnie
podeszłam do Luki. Byłam przerażona, jednak musiałam zająć się Fabiano. Nowojorski
oddział, podobnie jak nasz, próbował zapomnieć o dawnej waśni, ale nie byłby to pierwszy
raz, gdy przymierze rozpadło się w ciągu jednej sekundy. Luca i jego ludzie nadal byli
wrogami.
– Jakże ciepło nas witacie. A więc tak wygląda niesławna gościnność tutejszej ekipy –
podsumował mężczyzna, którego imienia jeszcze nie poznałam.
Od razu można było dostrzec podobieństwo wskazujące, że są braćmi. Mieli
identyczny kolor włosów, jednak Luca wyróżniał się wzrostem i większą muskulaturą.
– Matteo. – Luca zwrócił się do mężczyzny ostrzegawczym, niskim tonem, od którego
przeszył mnie dreszcz. Fabiano powarkiwał i szarpał się jak dzikie zwierzę, a Luca nadal
trzymał go na odległość wyciągniętej ręki.
– Fabiano – powiedziałam stanowczo, zaciskając dłoń na jego nadgarstku. – Dość
tego. Nie tak witamy gości.
Brat zamarł, a po chwili spojrzał na mnie wyzywająco przez ramię.
– Nie jest gościem. On chce cię ukraść, Ario.
Matteo zaśmiał się.
– Niezłe jaja. Cieszę się, że ojciec przekonał mnie, żebym tu przyjechał.
– Rozkazał ci – sprostował Luca, nie odrywając ode mnie wzroku. Nie mogłam
spojrzeć mu w oczy, a moje policzki zapłonęły rumieńcem.
Ojciec i jego ochroniarze pilnowali, abym z siostrami nie przebywała zbyt często
wśród mężczyzn spoza rodziny, a Luca nie należał do tej kategorii. Był starszy zaledwie o
pięć lat, ale wyglądał jak prawdziwy facet, co sprawiało, że czułam się przy nim jak mała
dziewczynka.
Kiedy Luca puścił Fabiano, przyciągnęłam małego do siebie, opierając go plecami o
moje nogi, a dłonie splotłam na jego małej, unoszącej się gwałtownie klatce piersiowej. Nie
przestawał piorunować Luki wzrokiem. Zazdrościłam bratu odwagi, na którą mógł sobie
pozwolić jako chłopiec i następca ojca. Nikt, prócz bossa, nie będzie go zmuszać do posłuchu.
Mały mógł sobie pozwolić na okazywanie odwagi.
Przeprosiłam, mimo że uczyniłam to z zaciśniętym gardłem.
– Mój brat nie chciał zachować się tak niegrzecznie.
– Chciałem – krzyknął Fabiano.
Zakryłam mu usta, więc zaczął się wiercić, ale go nie puściłam.
– Nie przepraszaj – poleciła uszczypliwie Gianna, ignorując moje ostrzegawcze
spojrzenie. – To nie nasza wina, że zajęli cały korytarz. Przynajmniej Fabiano mówi prawdę,
a nie słodzi temu facetowi jak cała reszta, tylko dlatego, że będzie capo…
– Gianna! – zbeształam ją ostro. Zamknęła usta, patrząc na mnie szeroko otwartymi
oczami. – Zaprowadź Lily i Fabiano do ich pokoi. I to już.
– Ale… – Spojrzała za mnie. Cieszyłam się, że nie widziałam wyrazu twarzy Luki.
– Natychmiast!
Złapała brata za rękę i pociągnęła go wraz z siostrą w przeciwnym kierunku. Moje
spotkanie z przyszłym mężem nie mogło wypaść gorzej. Zebrałam się w sobie i stanęłam
przodem do mężczyzn. Spodziewałam się, że na ich twarzach będzie gościć wściekłość, ale
Luca uśmiechał się ironicznie. Policzki mi płonęły z zażenowania, a gdy zostałam z nimi
sama, żołądek związał mi się w supeł. Matka wpadłaby w szał, gdyby zobaczyła, że nie
wystroiłam się na pierwsze spotkanie z Lucą. Miałam na sobie jedną ze swoich ulubionych
długich sukienek z rękawami do łokci i cieszyłam się, ponieważ ten strój mnie chronił. Stałam
onieśmielona z rękami skrzyżowanymi na piersiach.
– Przepraszam za siostrę i brata. Są… – Urwałam, szukając odpowiedniego słowa.
– Opiekuńczy względem ciebie – podpowiedział spokojnie i bez emocji Luca. – To
mój brat Matteo. – Mężczyzna wyszczerzył zęby w uśmiechu od ucha do ucha. Poczułam
ulgę, ponieważ nie próbował się do mnie zbliżyć, aby uścisnąć moją dłoń. Niewiele
brakowało, abym w jednej chwili straciła panowanie nad sobą.
– A to moja prawa ręka, Cesare. – Wskazany przez Lucę mężczyzna ledwie
zauważalnie skłonił głowę, a po chwili znów zaczął rozglądać się bacznie po korytarzu.
Czego wypatrywał? Nie trzymaliśmy zabójców za ukrytymi drzwiami.
Wbiłam wzrok w podbródek Luki, mając nadzieję, że wyglądało to tak, jakbym
patrzyła mu w oczy. Cofnęłam się o krok.
– Powinnam wrócić do rodzeństwa.
Luca spoglądał znacząco, ale nie obchodziło mnie, iż miał świadomość, jak bardzo
czułam się przy nim niezręcznie i jaki wywoływał we mnie strach. Nie czekając na
pozwolenie – bo nie był jeszcze moim mężem, ani nawet narzeczonym – odwróciłam się i
szybko oddaliłam, dumna z siebie, ponieważ nie uległam pragnieniu, aby ratować się szaloną
ucieczką.

***

Matka pociągnęła rąbek sukienki, którą ojciec wybrał mi na tę okazję, nazwaną przez Giannę
prezentacją towaru. Mimo usilnych starań matki, sukienka nie stała się ani odrobinę dłuższa.
Spoglądałam niepewnie na swoje odbicie w lustrze, ponieważ nigdy nie miałam na sobie
czegoś tak mocno odsłaniającego ciało. Czarna sukienka była dopasowana w pasie i biodrach,
ledwie zakrywała pośladki, miała brokatową, złotą górę i ramiączka z czarnego tiulu.
– Nie mogę się w tym pokazać, matko.
Matka spojrzała na mnie w lustrze. Była ubrana w długą, elegancką suknię.
Żałowałam, że nie pozwolono mi włożyć równie skromnego stroju.
– Wyglądasz jak kobieta – szepnęła.
Wzdrygnęłam się.
– Raczej jak prostytutka.
– Prostytutek nie stać na takie sukienki.
Kochanki ojca miały ciuchy, które kosztowały więcej niż samochody niektórych ludzi.
Matka położyła dłonie na moim pasie.
– Masz talię osy, a w tej sukience twoje nogi ciągną się do nieba. Jestem pewna, że
Luce się spodoba.
Zerknęłam na swój dekolt. Miałam małe piersi i nie zmienił tego nawet biustonosz
push-up. Byłam piętnastolatką, którą przebrano za kobietę.
– Proszę. – Matka podała mi buty z dwunastocentymetrowymi obcasami. Może
sięgałabym w nich Luce do brody. Wsunęłam obuwie, a matka zmusiła się do sztucznego
uśmiechu i przygładziła moje długie włosy. – Trzymaj głowę wysoko. Fiore Cavallaro uznał
cię za najpiękniejszą kobietą w Chicago. Pokaż Luce i jego orszakowi, iż jesteś piękniejsza
niż jakakolwiek nowojorka, bo przecież on zna je prawie wszystkie – podsumowała tonem
wskazującym, że również przeczytała artykuły o jego podbojach. A może ojciec jej coś
powiedział.
– Matko – zaczęłam z wahaniem, ale cofnęła się.
– Idź już. Zaraz do ciebie dołączę, jednak to twój dzień. Sama powinnaś wkroczyć do
pokoju, w którym będą czekać mężczyźni. Ojciec przedstawi cię Luce, a później wszyscy
przejdziemy do jadalni na kolację – powtórzyła nie wiadomo który już raz.
Przez chwilę chciałam wziąć ją za rękę i błagać, żeby poszła ze mną, ale ostatecznie
odwróciłam się i ruszyłam w pojedynkę. Cieszyłam się, że matka zmuszała mnie przez kilka
ostatnich tygodni do noszenia obcasów. Kiedy dotarłam pod drzwi salonu z kominkiem
mieszczącego się we wschodnim skrzydle na parterze, serce podeszło mi do gardła.
Chciałabym, aby Gianna stanęła u mojego boku, ale matka pewnie ostrzegała teraz siostrę, by
zachowywała się jak należy. Miałam przebrnąć przez to sama. Nikt nie mógł odwrócić uwagi
od przyszłej panny młodej.
Kiedy wpatrując się w drzwi z ciemnego drewna rozważałam ucieczkę, dotarł do mnie
dobiegający zza nich śmiech ojca i bossa. Miałam wejść do salonu, w którym przebywali
najpotężniejsi i najbardziej niebezpieczni mężczyźni w kraju. Samotna owieczka pośród
wilków. Pokręciłam głową. Czas skończyć z takimi myślami. Za długo już na mnie czekali.
Położyłam dłoń na klamce, a po chwili wślizgnęłam się do pomieszczenia. Zebrałam
się na odwagę i stanęłam twarzą do zgromadzonych, którzy na mój widok zamilkli.
Zastanawiałam się, czy powinnam coś powiedzieć. Miałam nadzieję, że nie zauważyli, jak
przeszył mnie dreszcz. Ojciec wyglądał niczym kot, który napił się śmietanki, a ja odnalazłam
wzrokiem Lucę. Przeszywał mnie spojrzeniem, co sprawiło, że zamarłam, wstrzymując
oddech. Odstawił szklankę z ciemnym płynem. Jeśli nikt nie zamierzał się wkrótce odezwać,
miałam zamiar uciec. Szybko omiotłam spojrzeniem twarze zgromadzonych i zauważyłam, że
Nowy Jork reprezentowali Matteo, Luca oraz ich ojciec, Salvatore Vitiello, a także dwóch
ochroniarzy: Cesare i młody mężczyzna, którego nie znałam. Przedstawicielami naszego
oddziału był ojciec, Fiore Cavallaro i jego syn Dante, przyszły boss, a także Umberto oraz
mój kuzyn Raffaele, którego szczerze nienawidziłam. Biedny Fabiano stał pod ścianą. Miał na
sobie czarny garnitur jak reszta mężczyzn i widać było, że wolałby uciec stąd jak najdalej,
jednak dobrze wiedział, że dla ojca takie zachowanie było niedopuszczalne.
Kiedy ojciec w końcu do mnie podszedł, położył dłoń na moich plecach i poprowadził
w stronę zgromadzonych mężczyzn niczym baranka na rzeź. Tylko Dante Cavallaro wyglądał
na znudzonego, zainteresowanego jedynie szkocką whisky. Dwa miesiące temu byliśmy na
pogrzebie jego żony. Owdowiał przed czterdziestką. Żałowałabym go, gdyby śmiertelnie
mnie nie przerażał, prawie tak, jak Luca.
Oczywiście ojciec poprowadził mnie wprost do mojego przyszłego męża. Zrobił minę,
jakby spodziewał się, że Luca padnie w podziwie na kolana, ale mój narzeczony sprawiał
wrażenie osoby, która właśnie patrzy na kamień. Spojrzenie miał surowe i zimne, skupiając je
na moim ojcu.
– To moja córka, Aria.
Najwyraźniej Luca nie wspomniał, że już się poznaliśmy, na dodatek w żenujących
okolicznościach.
– Nie obiecywałem za dużo, prawda? – wtrącił Fiore Cavallaro.
Zapragnęłam, aby ziemia się rozstąpiła i mnie pochłonęła. Nigdy wcześniej nie
poświęcano mi tyle… uwagi. Od spojrzenia Raffaele dostałam gęsiej skórki. Dopiero
niedawno wstąpił do mafii, ledwie dwa tygodnie temu skończył osiemnaście lat, ale od tamtej
pory zachowywał się coraz bardziej obrzydliwie.
– Prawda – przyznał zwięźle Luca.
Widać było, iż ojcu się to nie spodobało. Korzystając z tego, że nikt nie patrzył,
Fabiano przemknął, stanął za mną i chwycił moją rękę. Luca to zauważył i spiorunował
mojego brata spojrzeniem, które ostatecznie spoczęło w okolicach moich nagich ud.
Przestąpiłam nerwowo z nogi na nogę, a Luca odwrócił wzrok.
– Może przyszli państwo młodzi chcieliby zostać na chwilę sami? – zaproponował
Salvatore Vitiello. Spojrzałam na niego nerwowo i niestety nie udało mi się dość szybko
zapanować nad wzburzeniem. Luca zauważył moją reakcję, ale wydawało się, że się nią nie
przejął.
Ojciec uśmiechnął się i ruszył do wyjścia. Niewiarygodne.
– Mam zostać? – zapytał Umberto. Na chwilę na mojej twarzy pojawił się uśmiech,
ale szybko się rozmył, gdy ojciec polecił, abyśmy zostali zupełnie sami. Salvatore Vitiello
puścił Luce oko.
Wyszli prawie wszyscy, zostałam tylko ja, Luca i jeszcze Fabiano.
– Fabiano – powiedział surowo ojciec. – Wynoś się, natychmiast.
Brat niechętnie puścił moją dłoń i wyszedł, ale najpierw posłał Luce najbardziej
śmiercionośne spojrzenie, na jakie stać było pięciolatka. Kąciki ust mężczyzny zadrgały. Po
chwili zamknęły się drzwi i zostaliśmy zupełnie sami.
Spojrzałam na mojego przyszłego męża. Nie myliłam się. W obcasach sięgałam mu
brody. Wyglądał przez okno, nie poświęcając mi nawet jednego spojrzenia. Przebranie mnie
za prostytutkę nie sprawiło, że Luca nagle się mną zainteresował, bo niby dlaczego miałby to
zrobić? Widziałam kobiety, z którymi spotykał się w Nowym Jorku. One miały czym
oddychać.
– Sama wybrałaś tę sukienkę? – zapytał, a ja aż podskoczyłam, przestraszona jego
spokojnym i głębokim tonem głosu. Czy zawsze był tak opanowany?
– Nie – wyznałam. – Ojciec ją wybrał.
Szczęka Luki drgnęła. Nie potrafiłam odczytywać jego nastroju i byłam coraz bardziej
zdenerwowana. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i przez chwilę przebiegło mi
przez myśl, że zamierzał wyciągnąć broń, ale moim oczom ukazało się czarne pudełeczko.

Odwrócił się do mnie, a ja wbiłam wzrok w jego czarną koszulę. Czarna koszula, czarny
krawat, czarna marynarka. Czarne jak jego dusza.
O takiej chwili marzyły miliony kobiet, ale kiedy Luca otworzył pudełeczko, mnie
przeszył chłód. Zobaczyłam pierścionek z białego złota, który zdobił duży brylant, otoczony
dwoma mniejszymi. Nie poruszyłam się.
Luca wyciągnął rękę, gdy niezręczność sytuacji sięgnęła zenitu. Spłonęłam
rumieńcem i podsunęłam mu dłoń. Wzdrygnęłam się, kiedy mnie dotknął. Wsunął
pierścionek na mój palec, po czym puścił moją dłoń.
Podziękowałam, ponieważ czułam, że tak należy i nawet spojrzałam na niego. Jego
twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale jego oczy to inna sprawa. Błyskał w nich gniew.
Zrobiłam coś, co mogło go rozzłościć? Uniósł rękę i wsunęłam ramię pod jego, po czym
poprowadził nas do jadalni. Milczeliśmy. Może Luca był mną tak rozczarowany, że odwoła
zaręczyny? Ale gdyby o to chodziło, to nie włożyłby mi pierścionka na palec.
Kiedy weszliśmy do jadalni, zauważyłam, że do mężczyzn z mojej rodziny dołączyły
kobiety. Nowojorczycy stawili się natomiast w męskim składzie. Może dlatego, że nie ufali
mojemu ojcu ani rodzinie Cavallaro na tyle, żeby ryzykować bezpieczeństwo swoich
bliskich?
Nie potępiałam ich. Sama nie zaufałabym swojemu ojcu ani bossowi. Luca mnie
puścił, więc szybko podeszłam do matki i sióstr, które udawały, że podziwiają mój
pierścionek. Gianna posłała mi znaczące spojrzenie. Nie wiedziałam, jakich gróźb użyła
matka, by zamknąć siostrze usta. Mimo to widziałam, że ostatkiem sił trzyma język za
zębami. Niewiele pamiętam z kolacji, podczas której mężczyźni rozmawiali o interesach, a
kobiety milczały. Co chwilę zerkałam na pierścionek, który wydawał się za ciężki i za duży, a
przede wszystkim zbyt ostentacyjny. Luca oznaczył nim swoją własność.

***

Po kolacji mężczyźni przeszli do salonu, aby napić się i zapalić, a także kontynuować
rozmowy rozpoczęte przy stole. Wróciłam do swojego pokoju, ale nie mogłam zasnąć, więc
włożyłam na piżamę szlafrok i podkradłam się na dół. Chyba na chwilę postradałam zmysły,
ponieważ weszłam na korytarz i ruszyłam w stronę przejścia prowadzącego do drzwi
ukrytych w ścianie salonu. Dziadek uznał sekretną drogę ucieczki z gabinetu i salonu z
kominkiem za konieczną ze względu na odbywające się tam spotkania mężczyzn z mojej
rodziny. Zastanawiałam się, czy pomyślał, co stałoby się z kobietami, gdyby mężczyźni
uciekli tajemnym korytarzem?
Gianna podglądała zgromadzonych w salonie przez otwory znajdujące się w
zamaskowanych drzwiach. No jasne, mogłam się tego spodziewać. Gdy mnie usłyszała,
obróciła się gwałtownie, szeroko otwierając oczy, jednak na mój widok na jej twarz powrócił
wyraz spokoju.
– Co tam się dzieje? – zapytałam ledwie słyszalnym szeptem, bo obawiałam się, że
ktoś mógłby nas usłyszeć.
Siostra przesunęła się, abym mogła zajrzeć przez jeden z otworów.
– Prawie wszyscy już poszli. Ojciec i Cavallaro muszą jeszcze coś omówić z Salvatore
Vitiellem. Został tam tylko Luca ze swoim orszakiem.
Zamknęłam jedno oko, by lepiej widzieć przez otwór, z którego dostrzegłam fotele
przy kominku. Luca opierał się o marmurowy gzyms, nogi miał skrzyżowane w kostkach, a w
ręku trzymał szklaneczkę szkockiej whisky. Na fotelu obok niego siedział Matteo z szeroko
rozstawionymi nogami i drapieżnym uśmieszkiem na twarzy. Cesare i drugi ochroniarz –
podczas kolacji zwracali się do niego Romero – rozsiedli się w pozostałych fotelach. Romero
wyglądał, jakby był mniej więcej w tym samym wieku co Matteo, który miał osiemnaście lat.

Według standardów społecznych ledwie uchodzili za mężczyzn, jednak nasz świat rządził się
własnymi prawami.
– Mogło być gorzej – skomentował Matteo, szeroko się uśmiechając. Mimo że nie
wydawał się równie niebezpieczny jak Luca, w jego oczach można było dostrzec skrywaną
drapieżną naturę. – Mogła okazać się brzydulą. Ale, jasna cholera, twoja malutka narzeczona
jest zjawiskowa. Ta sukienka. To ciało. Te włosy i ta twarz. – Matteo gwizdnął. Wyglądało na
to, że celowo prowokował brata.
– To dziecko – odparł lekceważąco Luca. Oburzyłam się, ale wiedziałam, że
powinnam się cieszyć, iż nie dostrzegał we mnie kobiety.
– Mnie nie wygląda na dziecko – zaoponował Matteo, po czym zacmokał. Szturchnął
starszego mężczyznę, Cesare.
– Jak myślisz? Luca jest ślepy?
Cesare wzruszył ramionami, ostrożnie zerkając na Lucę.
– Nie przyglądałem jej się.
– A ty, Romero? Twoje oczy dobrze działają?
Romero uniósł głowę, po czym szybko spuścił wzrok na alkohol w szklance.
Matteo odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem.
– Kurwa, Luca, zagroziłeś, że odetniesz im fiuty, jeśli spojrzą na tę dziewczynę?
Nawet jej jeszcze nie poślubiłeś.
– Jest moja – stwierdził cicho Luca. Po moich plecach przebiegł dreszcz, gdy go
usłyszałam. Spojrzał na brata, który kręcił głową.
– Następne trzy lata spędzisz w Nowym Jorku, a ona zostanie tutaj. Nie jesteś w stanie
ciągle jej pilnować, chyba że zagrozisz wszystkim mężczyznom w oddziale. Nie możesz też
każdemu uciąć fiuta. Może Scuderi zna kilku eunuchów, którzy mogliby jej strzec.
– Zrobię, co będę musiał – powiedział Luca, poruszając szklaneczką, aż zawirował w
niej alkohol. – Cesare, znajdź dwóch idiotów, którzy mieli pilnować Arii. – Przeszył mnie
dreszcz, gdy wypowiedział moje imię. Nie wiedziałam nawet, że przydzielono mi dwóch
ochroniarzy. Umberto zawsze strzegł mnie i moich sióstr.
Cesare wyszedł natychmiast i wrócił po dziesięciu minutach z Umberto i Raffaele –
obaj mieli miny, jakby odczuwali ból dupy z powodu tego, że nowojorczyk przywołał ich
niczym psy. Ojciec kroczył tuż za nimi.
– Co tu się dzieje? – zapytał.
– Chcę zamienić kilka słów z mężczyznami, którym powierzyłeś ochronę mojej
kobiety.
Gianna parsknęła przy mnie, więc ją uszczypnęłam, bo nikt nie mógł się dowiedzieć,
że podsłuchiwałyśmy. Ojciec dostałbym szału, gdybyśmy ujawniły ukryte drzwi.
– Obaj są dobrymi żołnierzami. Raffaele jest kuzynem Arii, a Umberto pracuje dla
mnie już prawie dwadzieścia lat.
– Wolałbym sam zdecydować, czy mogę im zaufać – powiedział Luca.
Wstrzymałam oddech, ponieważ jego słowa były niemal obelżywe, choć umiejętnie je
dobrał, aby mimo wszystko uniknąć publicznego znieważenia mojego ojca, który w reakcji
zacisnął wargi i krótko kiwnął głową. Ojciec został w salonie, a Luca podszedł do Umberto.
– Słyszałem, że dobrze posługujesz się nożem. – Luca spojrzał na ochroniarza.
– Jest najlepszy – wtrącił ojciec. Drgnął mięsień w podbródku Luki.
– Nie tak dobrze, jak według pogłosek twój brat – stwierdził Umberto, wskazując
ruchem głowy Matteo, który uśmiechnął się niczym rekin – ale i tak lepiej niż wszyscy
mężczyźni na naszym terytorium – przyznał ostatecznie mój ochroniarz.
– Masz żonę?
Umberto przytaknął.
– Od dwudziestu jeden lat.

– To długo – zauważył Matteo. – Aria na pewno wygląda jak niezły kąsek w
porównaniu z twoją starą żoną.
Stłumiłam głośne sapnięcie.
Dłoń Umberto drgnęła odrobinę w kierunku kabury przy jego pasie, co wszyscy
zauważyli. Ojciec obserwował sytuację niczym jastrząb, ale się nie mieszał. Umberto
odchrząknął.
– Znam Arię, odkąd się urodziła. Jest dzieckiem.
– To się niedługo zmieni – zauważył Luca.
– W moich oczach zawsze będzie dzieckiem. I jestem wierny żonie. – Spiorunował
wzrokiem Matteo. – Jeśli jeszcze raz obrazisz moją żonę, to poproszę twojego ojca o zgodę na
pojedynek na noże o jej honor i cię zabiję.
Matteo skłonił głowę.
– Mógłbyś spróbować. – Odsłonił białe zęby. – Ale poniósłbyś klęskę.
Luca skrzyżował ręce, ale po chwili kiwnął głową.
– Jesteś dobrym wyborem, Umberto.
Mój ochroniarz cofnął się, nie odrywając wzroku od Matteo, który go ignorował.
Luca spojrzał na Raffaele i porzucił pozory okrzesania, pod którymi skrywał do tej
pory potwora drzemiącego w jego wnętrzu. Podszedł tak blisko do mojego kuzyna, aż ten
odchylił głowę, aby spojrzeć Luce w oczy. Raffaele próbował robić arogancką i pewną siebie
minę, ale wyglądał jak szczeniak chihuahua, starający się zaimponować tygrysowi
bengalskiemu. Równie dobrze mogliby być przedstawicielami różnych gatunków.
– To rodzina. Naprawdę zamierzasz oskarżyć go o to, że niewłaściwie interesuje się
moją córką?
– Widziałem, jak patrzyłeś na Arię – wyznał Luca, nie odrywając wzroku od Raffaele.
– Jak na soczystą brzoskwinkę, w którą chciałbyś się wgryźć – podsunął Matteo i
widać było, że za dobrze się bawił.
Szukając pomocy, Raffaele spojrzał na mojego ojca.
– Nie zaprzeczaj. Potrafię rozpoznać pożądanie, a ty pragniesz Arii – warknął Luca.
Raffaele nie zaprzeczył. – Jeśli dowiem się, że znów tak na nią patrzysz, że jesteś z nią sam w
jakimś pomieszczeniu, że dotknąłeś choćby jej ręki, zabiję cię.
Raffaele się zaczerwienił.
– Nie należysz do naszego oddziału. Nikt by ci nic nie powiedział, nawet gdybym ją
zgwałcił. Mógłbym ją dla ciebie przygotować. – Boże, Raffaele, przymknij się. Czy nie
rozumiał, że Luca może go zabić? – Może nawet to nagram.
Zanim zdążyłam mrugnąć, Luca rzucił Raffaele na podłogę i wbił kolano w jego
kręgosłup, odciągając kuzynowi jedną rękę za plecy. Raffaele szamotał się i klął, jednak Luca
mocno go trzymał. Jedną rękę zacisnął na nadgarstku mojego kuzyna, a drugą sięgnął pod
kamizelkę, skąd wyjął nóż.
Kolana mi zmiękły.
– Odejdź – poleciłam szeptem Giannie, ale mnie nie posłuchała.
Nie patrz, Aria.
Nie odwróciłam wzroku. Ojciec na pewno powstrzymałby Lucę, jednak spoglądał na
Raffaele z obrzydzeniem, a Luca spojrzał ojcu w oczy – Raffaele nie był żołnierzem
nowojorczyka, a Chicago nie było jego terytorium. Honor wymagał, by uzyskać najpierw
zgodę doradcy szefa. Kiedy ojciec kiwnął głową, Luca uciął mały palec Raffaele. Krzyk odbił
mi się w uszach i pociemniało mi przed oczami. Mocno zagryzłam pięść, aby nie wydać
żadnego dźwięki, ale Gianna się nie powstrzymała. Pisnęła tak głośno, że mogłaby obudzić
zmarłych, po czym zwymiotowała. Przynajmniej odwróciła się ode mnie i obrzygała schody.
Za drzwiami zapanowała cisza. Usłyszeli nas. Złapałam Giannę za ramiona, kiedy
otworzyły się ukryte drzwi i zobaczyłyśmy wściekłego ojca. Za nim stali Cesare i Romero z
bronią w ręku. Kiedy zobaczyli mnie i Giannę, odłożyli broń do kabur ukrytych pod
marynarkami.
Gianna nie płakała. Rzadko to robiła, ale teraz zbladła i mocno się na mnie opierała.
Gdybym nie musiała jej podtrzymywać, sama padłabym na podłogę.
– No jasne – syknął ojciec, gniewnie patrząc na Giannę. – Mogłem się domyśleć, że to
znowu ty broisz. – Odciągnął ją ode mnie. Zaprowadził siostrę do salonu, uniósł rękę i mocno
uderzył ją w twarz.
Podeszłam do nich, pragnąc ją ochronić, a kiedy ojciec znów uniósł rękę, byłam
gotowa na cios, jednak Luca złapał go za nadgarstek. W prawej wciąż trzymał nóż, którym
uciął palec mojego kuzyna. Nóż i ręka Luki były wymazane krwią. Otworzyłam szeroko
oczy. Ojciec był panem w tym domu, naszym panem. Interweniując, Luca znieważył honor
ojca.
Umberto wyciągnął nóż, a ojciec pistolet. Matteo, Romero i Cesare też mieli w ręku
spluwy. Raffaele zwijał się na podłodze, ściskając rękę. Słychać było tylko jego jęki. Czy
kiedykolwiek doszło do czerwonych zaręczyn?
– Nie chciałem nikogo znieważyć – powiedział spokojnie Luca, jakby chwile nie
dzieliły nas od wojny między Nowym Jorkiem i Chicago. – Ale nie odpowiadasz już za Arię.
Straciłeś prawo do karania jej, gdy zaręczyłeś ją ze mną. Teraz to ja będę się nią zajmował.
Ojciec spojrzał na pierścionek na moim palcu, a po chwili skłonił głowę. Luca puścił
nadgarstek ojca, więc reszta zgromadzonych w salonie nieznacznie się opanowała, ale nie
schowała broni.
– To prawda. – Ojciec cofnął się i wskazał na mnie. – Czy zatem dokonasz tego
zaszczytu i stłuczesz ją, żeby odzyskała rozum?
Surowy wzrok Luki zatrzymał się na mnie. Przestałam oddychać.
– To nie mnie okazała nieposłuszeństwo.
Ojciec zacisnął wargi.
– Masz rację. Ale Aria będzie mieszkać do ślubu pod moim dachem, a jako że honor
zabrania mi unieść na nią rękę, jestem zmuszony znaleźć inny sposób, aby była mi posłuszna.
– Spojrzał wilkiem na Giannę i ponownie ją uderzył. – Siostra otrzyma karę za każde twoje
przewinienie, Ario.
Zacisnęłam zęby, gdy oczy zapiekły mnie od łez. Nie patrzyłam na Lucę ani na ojca,
bo nie udało mi się jeszcze zapanować nad nienawiścią, którą do nich czułam.
– Umberto, zaprowadź Giannę i Arię do ich pokojów, i dopilnuj, aby tam zostały.
Ochroniarz schował nóż i gestem kazał nam podążyć za nim. Ominęłam ojca, ciągnąc
Giannę, która zwiesiła głowę. Spięła się, gdy mijałyśmy krew i palec leżący na drewnianej
podłodze. Mój wzrok powędrował w stronę Raffaele, który zaciskał ranę, próbując zatrzymać
krwawienie. Ręce, koszulkę i spodnie miał umazane krwią. Gianna wydała dźwięk, jakby
miała zaraz znów zwymiotować.
– Nie – powiedziałam surowo. – Spójrz na mnie.
Oderwała wzrok od krwi i popatrzyła w moją stronę. W jej oczach lśniły łzy, a z
rozciętej dolnej wargi ciekła krew, która spływała po jej brodzie na koszulę nocną. Mocno
objęłam jej dłoń. Wydawało się, że trzymała się tylko dzięki patrzeniu mi w oczy, gdy
Umberto wyprowadzał nas z pomieszczenia.
– Kobiety – skomentował szyderczo ojciec – nie są nawet w stanie znieść widoku
odrobiny krwi.
Zanim wyszliśmy, niemal czułam, że Luca wbijał wzrok w moje plecy.
Gianna otarła krew z ust, gdy szybko przemierzałyśmy za Umberto korytarz, a
następnie weszłyśmy na górę.
– Nienawidzę go – mruknęła. – Nienawidzę ich.
– Ciii – uciszyłam ją, bo nie chciałam, żeby Umberto ją usłyszał. Troszczył się o nas,
ale był żołnierzem mojego ojca.
Powstrzymał mnie, gdy chciałam wejść za Gianną do jej pokoju. Wolałabym, aby dziś
nie była sama. Poza tym ja również nie chciałam samotnie spędzić tej nocy.
– Słyszałaś ojca.
Spiorunowałam Umberto wzrokiem.
– Chcę pomóc Giannie opatrzyć jej wargę.
Pokręcił głową.
– To nic poważnego. A kiedy przebywacie w tym samym pokoju, zawsze wynikają z
tego problemy. Nie wydaje ci się, że mądrze byłoby nie irytować już więcej ojca? – Umberto
zamknął drzwi do pokoju Gianny i delikatnie popchnął mnie w kierunku wejścia do mojej
sypialni, sąsiadującej z pokojem siostry.
Weszłam do siebie, po czym zwróciłam się do niego:
– Więc słynna odwaga mafiosów polega na tym, że dorośli mężczyźni obserwują, jak
jeden z nich bije bezradną dziewczynę.
– Twój przyszły mąż powstrzymał ojca.
– Zanim uderzyłby mnie, nie Giannę.
Umberto uśmiechnął się do mnie jak do głupiego dziecka.
– Luca rządzi w Nowym Jorku, ale jesteśmy w Chicago, a tu twój ojciec jest doradcą
bossa.
– Podziwiasz Lucę – zauważyłam z niedowierzaniem. – Podziwiasz go, choć
widziałeś, jak uciął Raffaele palec.
– Twój kuzyn ma szczęście, że „Imadło” nie uciął mu czegoś innego. Każdy
mężczyzna by tak postąpił.
Może w naszym świecie.
Umberto poklepał mnie po głowie, jakbym była uroczym kociakiem.
– Idź spać.
– Będziesz koczował pod moimi drzwiami i pilnował, żebym znów się nie wymknęła?
– zapytałam wyzywająco.
– Przyzwyczaj się do tego. Skoro nosisz pierścionek od Luki, ktoś zawsze będzie cię
strzegł.
Trzasnęłam drzwiami. Strzeżona. Luca miał zamiar kontrolować moje życie z daleka.
Myślałam, że nic się nie zmieni do ślubu, ale jak byłoby to możliwe, skoro wszyscy już się
dowiedzieli, że zaręczyny przypieczętowały mój nowy status? Palec Raffaele był tylko
znakiem, ostrzeżeniem. Luca uznał, że należałam do niego i z zimną krwią zamierzał
egzekwować swoje władztwo.
Tamtej nocy nie zgasiłam światła, ponieważ obawiałam się, że w mroku
zobaczyłabym krew i odcięte części ciała. Obrazy pojawiły się w moich myślach, mimo
włączonego światła.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...