Ludka Skrzydlewska - „Jego własność”
Twórczość
Ludki jest mi bardzo dobrze znana i lubię jej pióro, dlatego, jej
powieści brałam w ciemno. Gdy w zapowiedziach pojawiła się „Jego
własność”, nie wahałam się ani chwili, tylko od razu podjęłam
decyzję, biorę ją. Jako dodatkową zachętę miałam jeszcze
wrzucane przez autorkę fragmenty, które skutecznie podsyciły moją
ciekawość. Wczoraj rano wzięłam się za tę powieść z ogromnym
zapałem i jak pierwsze pięć, może dziesięć stron mnie
zaintrygowały i na mojej twarzy pojawił się uśmiech, tak z każdą
kolejną przeczytaną kartką, zamiast radości zaczął pojawiać
się grymas niezadowolenia. Ale może zacznę od początku, pomysł
na fabułę był bardzo ciekawy i dość rzadko spotykany,
oczekiwałam po tym temacie dobrego rozwinięcia, w końcu nieczęsto
spotyka się rzeczoznawcę dzieł sztuki w książkach, dlatego
liczyłam na to, że to zostanie naprawdę dobrze pociągnięte i tu
pierwszy mój zawód, mam wrażenie, że potraktowany jest po
macoszemu, gdzieniegdzie przebąkiwania o jej zawodzie i nic więcej,
głównie fabuła skupiła się na „odpłacaniu” popełnionego
przez nią błędu. A co do tego błędu, również mam mieszane
uczucia, kobieta, która pracuję już w zawodzie dość długo, bo,
nie jestem pewna w stu procentach, ale chyba dziesięć lat, zawali
tak konkretnego babola i nie rozpoznaje falsyfikatu... uwaga! Aż
trzech dzieł sztuki, rozumiem pomylić się przy jednym, ale przy
trzech jeszcze wartych pięć milionów jeden, cóż... Teraz zacznę
od bohaterów, którzy byli niestety kiepscy. Wolf miał być
gangsterem i fakt, w pierwszej chwili przy nim miałam ciarki, ale
później, był z niego taki gangster, jak z koziej dupy trąba, a
jego ciągłe wspominanie, że Bronte jest jego własnością i ma
robić, to co on chce, w każdym momencie, kiedy tego wymaga, w po
pewnym czasie wychodziło mi bokiem. A co do samej głównej
bohaterki, liczyłam, że dostanę inteligentną kobietę z klasą, a
dostałam babeczkę, która miała małpi rozum przy Wolfie, a od
momentu, gdy on pojawił się w jej życiu, całą praca poszła w
odstawkę, a jedynym zmartwieniem było to, jak zareaguje jej
asystentka, na kolejną jej olewkę. Cała fabuła ogólnie bardzo mi
się ciągnęła, książkę czytałam cały dzień i miałam
wrażenie, że nigdy się ona nie skończy. Jest mi bardzo przykro to
pisać, bo autorkę lubię i szanuję, ale ta powieść jest jej
najsłabszą z dotychczas wydanych i nie jest to zbyt wysoka ocena,
ale daję jej marne 3/10.
Za możliwość przeczytania
książki dziękuję EditioRed.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz