Rina Kent - „Kuszenie kłamstwem”
Winter Cavanaugh nie jest już
tą samą dziewczyną co wcześniej. Nawet nie ma już tak samo na
imię. Teraz jest Lią Volkov, żoną Adriana Volkova.
To
małżeństwo ma więcej rys niż gładkich powierzchni. Oni nigdy
nie powinni być razem. Te wszystkie gierki między nimi tylko ich
niszczyły. Wiedzieli, że zdołają niczego zbudować, a jedynie
będą niszczyć siebie nawzajem. Jednak nie umieli
przestać.
Okazuje
się, że oboje noszą w sercu głębokie rany. Wydarzenia, przez
które się one pojawiły, ukształtowały ich i sprawiły, że
trudno jest im zaoferować coś dobrego drugiej osobie. Czy spróbują
to zrobić, wiedząc, że potrafią tylko zadawać sobie ból?
Pierwszy tom „Deception trilogy” wywarł na mnie ogromne
wrażenie i nieźle namieszał mi w głowie, pomimo tego, że minęło
już dobre pół roku, od kiedy skończyłam pierwszą część,
nadal doskonale pamiętam, jak szybko podczas czytania biło mi
serce. Co do drugiej części miałam ogromne oczekiwania i nie będę
owijała w bawełnę, dostałam wszystko to, co chciałam. Początkowo
podczas czytania miałam wrażenie, że capnęłam w moje łapki nie
ten tom, co trzeba, ale jednak szybko przekonałam się, że to
celowy zabieg autorki. W tej części otrzymujemy tak jakby początek
i koniec znajomości głównych bohaterów. Poznajemy ich szczegółowo
i dowiadujemy się, dlaczego stali się takimi, a nie innymi ludźmi
i co było tego przyczyną. Szczerze mówiąc, po raz kolejny
zostałam bardzo zaskoczona od samego początku, właściwie do
ostatniej strony nie wiedziałam za bardzo czego się spodziewać.
Czytałam ją z zapartym tchem i miałam wrażenie, że kartki palą
mi się w palcach, byłam nią w całości pochłonięta. To jest
jedna z tych historii, które na bardzo długi czas wyryją się w
pamięci czytelnika, nie dostajemy tu słodko pierdzącego romansu, w
którym bohaterowie przechodzą przemianę, gdzie jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki dostają olśnienia i mkną przez życie,
patrząc przez różowe okulary, wręcz przeciwnie, dostajemy mrok,
który cały czas przysłania ich słoneczne niebo. Losy bohaterów
są niczym gorzka czekolada powoli roztapiająca się na naszym
podniebieniu, ale jednocześnie ich historia jest tak uzależniająca,
że pragniemy więcej i więcej. Na tym zakończę tą recenzję,
nie jest ona zbyt długa, ale chcę po prostu jak najszybciej zabrać
się za kolejną część, która już teraz wiem, będzie genialna.
Was gorąco zachęcam, dajcie się porwać tej iście toksycznej
relacji, która jestem przekonana, że wywrze na was ogromne
wrażenie. Ja daję jej 9/10.
Za możliwość przeczytania
książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz