Pamela Anderson - "Love, Pamela"
Życie i marzenie są wspaniałym
tańcem.
Moje marzenia często się spełniają – to
przekleństwo i błogosławieństwo.
W latach 90. wizerunek
blond seksbomby Pameli Anderson był wszechobecny. Odkryta na
trybunach podczas meczu futbolu kanadyjskiego, szybko stała się
supergwiazdą, ulubioną dziewczyną z okładki „Playboya”,
symbolem hollywoodzkiego przepychu i seksapilu. Jednak Pamela
Anderson, którą znamy – a przynajmniej tak nam się wydaje –
powstała raczej wskutek zbiegu okoliczności niż szczegółowo
zaplanowanej ścieżki kariery. Love, Pamela przedstawia jej
prawdziwą historię, opowieść o dziewczynie z małego miasteczka,
która zaplątała się we własne marzenia.
Dorastająca na
wyspie Vancouver córka młodych, żywiołowych i nieświadomie
stylowych rodziców miała trudne dzieciństwo, ale rozwinęła w
sobie głęboką miłość do natury i zapełniła swój świat
odmieńcami, niewidzialnymi przyjaciółmi i rannymi zwierzętami. W
końcu Pamela przezwyciężyła swoją naturalną nieśmiałość i
pozwoliła, by jej niespokojna wyobraźnia popchnęła ją do
rozpoczęcia życia, o którym niewiele osób może pomarzyć –
zamieszkała w Hollywood, w Rezydencji Playboya. Gdy stała się
popularna, zainteresowały się nią tabloidy, a były to czasy, w
których taktyka paparazzich niszczyła wizerunek i poczucie własnej
wartości.
Pamela z wdziękiem brnęła naprzód, znalazła
schronienie w swoim zamiłowaniu do sztuki i literatury, wyłoniła
się jako oddana matka i aktywistka. Teraz, po powrocie na wyspę
swojego dzieciństwa, po pamiętnym występie w roli Roxie w
„Chicago” na Broadwayu, Pamela opowiada historię swojego
nieposkromionego wolnego ducha, który wraca do domu i na każdym
kroku odkrywa siebie na nowo. Napisana żywą prozą przeplataną
oryginalnymi wierszami książka Love, Pamela jest pełnym pokory,
wielowarstwowym i niezapomnianym pamiętnikiem.
Coraz
częściej sięgam po autobiografie, ale nie każdej osoby, tylko
tych, która w jakimś stopniu mnie interesowała. Pamiętam, jak
jako nastolatka oglądałam serial „Słoneczny patrol” i sama
zachwycałam się nad urodą Pameli Anderson, ah ten bujny biust,
zgrabna sylwetka, smukła twarz, pełne usta i długie blond włosy,
siedziałam zapatrzona w szklany ekran, jak w obrazek. Nie oszukujmy
się, była, właściwie jest piękną kobietą. Gdy pojawiła się w
zapowiedziach jej autobiografia, wiedziałam, że na pewno po nią
sięgnę, po propozycji recenzenckiej bez wahania ją zamówiłam. Z
niecierpliwością wyczekiwałam mojego egzemplarza i gdy w końcu do
mnie dojechał, byłam zachwycona. Później już troszkę mniej, gdy
zobaczyłam oprawę, co więcej, byłam nawet zawiedziona. Zawsze w
autobiografiach liczę na fotografie tych osób, ich prywatne
zdjęcia, jakieś takie, które znajdują się w ich prywatnych
kolekcjach, a nikt inny ich wcześniej nie widział. W tym przypadku,
wielkie rozczarowanie. Ogólnie nie będzie to zbyt długa recenzja i
przede wszystkim nie będzie pozytywna, negatywna też nie, mogłabym
powiedzieć, że mam co do tej książki dość neutralny stosunek.
Jej kariera działała naprawdę prężnie i liczyłam na to, że
zostanie to nam bardzo szczegółowo przedstawione, ale poza kilkoma
szczegółami z jej życia prywatnego i zawodowego, nie znalazłam za
bardzo nic, co mogłoby mnie mocniej zainteresować, ot dostałam jej
okrojony życiorys, bez większego efektu wow. Co jest na plus tej
autobiografii, to wiersze, które Pamela napisała sama, ma do tego
naprawdę ogromny talent. I kolejne na plus to jej działalność na
rzecz zwierząt, wiedziałam, że działa w tym temacie dużo, ale
nie, że aż tyle, za to należy jej się ogromny szacunek.
Po
tej lekturze, cóż jestem trochę rozczarowana, liczyłam na trochę
więcej. Daję jej 5/10.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Wydawnictwu Luna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz