J.T. Geissinger
„Bezwzględne
serca”
Malek Antonov to mit, żywa legenda, duch. Ten zabójca na usługach Bratwy
budzi taki strach, że wielu boi się nawet wymawiać jego imię. Kiedy mężczyzna
obierze sobie kogoś za cel, jego dni są już policzone.
Tym razem jednak dla Maleka sprawa jest natury osobistej.
Szuka człowieka odpowiedzialnego za śmierć brata. Zaczyna od kobiety, jego
zdaniem, związanej z człowiekiem, którego chce zniszczyć.
Jednak to nieprawda. Riley Rose nie jest osobą, za
którą miał ją Malek. Ale to nie szkodzi, on i tak postanawia ją zatrzymać.
Kobieta ma być zadośćuczynieniem za to, co Malek stracił. Jedyną szansą, jaką
Riley widzi dla siebie, jest zaprzyjaźnienie się z potworem.
Jednak przyjaźń to nie jest to, czego potwór od
niej pragnie.
„Bezwzględne serca” to już trzeci tom serii Królowe i Potwory. Byłam
ciekawa, co tym razem autorka za historię nam przedstawi. Czy wciągnę się jak w
poprzednie tomy, czy jednak tym razem będzie odwrotnie? Ogólnie pomysł na
fabułę, jak i wykonanie uważam za nawet udane, chociaż to kalka poprzednich części,
jednak nie wszystko mi się niestety podobało. Spotykamy tu Riley, która jest
młodszą siostrą Sloane. Kobieta zaprasza ją do siebie, by spędziły trochę czasu
razem, bo niestety dziewczyny nie miały ze sobą najlepszego kontaktu. Gdy Riley
przyjeżdża, nie ma pojęcia, że wpadła w sam środek mafijnych porachunków,
bowiem na faceta jej siostry czyha pewien osobnik, który chce się na nim zemścić.
Tylko, że gdy Malek dostrzega Riley, postanawia trochę zmienić swoje początkowe
plany i zatrzymać ją dla siebie, jako zadośćuczynienie poniesionej straty. Jednak
nie przewidział, że kobieta nie jest taka, za jaką ją na początku uważał...
Jak potoczy się ta opowieść, tego musicie się już dowiedzieć sami.
Książkę czytało się naprawdę szybko i wkręciłam się w tę opowieść.
Znalazłam tu wiele rzeczy, które lubię w takich wątkach, ale była jedna rzecz,
która nie wierzę, że to piszę, miejscami
mi przeszkadzała. Na ogół bardzo lubię humor wpleciony w historie, ale
oczywiście wszystko z umiarem. Tu niestety autorka za bardzo się nakręciła i odczuwałam,
jakbym miała do czynienia z jakąś parodią. Odnosiłam wrażenie, że w pewnych
sytuacjach pisarka, jakby nie wiedziała, co napisać, to postanowiła, że zastąpi
to dziecinnymi odzywkami rodem z podstawówki. Uważam, że w książkach potrzebna
jest odrobina wątków humorystycznych, ale z umiarem. Czasami mało znaczy dużo,
a tu tego po prostu było naprawdę jak dla mnie za wiele.
Może przejdę pokrótce do bohaterów. Riley hmm... ciężko mi się na jej temat
wypowiedzieć, bo nie była zła, umiała się postawić i nie siedziała niczym szara
myszka pod miotłą, tylko prawie cały czas załaziła za skórę Malekowi. Ale
wkurzały mnie jej odzywki. Czasami się śmiałam, bo były adekwatne do sytuacji,
ale większość po prostu nie mogłam zdzierżyć, bo zachowywała się jak typowa
gówniara. W sumie nie ma jej wieku chyba nigdzie podanego albo to przeoczyłam,
ale jest na pewno osobą dorosłą. Mam co do niej mieszane uczucia i lubiłam ja
tak 50/50. Autorka chciała chyba ją stworzyć na podobieństwo siostry, co
niestety nie wyszło za dobrze. Natomiast Malek to bezwzględny mężczyzna i zabójca,
który ma na celu sprzątnięcie Declana O’Donella. Jednak w oko wpadła mu Reily,
która nie była dla niego obojętna. Grał przed nią brutala, który ją szantażował
i jej groził. Mam słabość do złych facetów, więc Maleka polubiłam, chociaż też
czasami te jego teksty wołały o pomstę do nieba.
Między bohaterami było czuć chemię już od pierwszego ich spotkania. Pociągali
się wzajemnie i walczyli ze sobą słownie. Ich początkowe krótkie zbliżenia były
gorące i te późniejsze także. A jeszcze bym zapomniała strasznie mnie drażniło
nadużywanie słowa „aye”. Jak je widziałam, któryś raz z kolei to miałam
ochotę wywalić książkę przez okno. Nie wiem, co Wam tu jeszcze mogłabym
napisać. Może to, że kilka razy występują tu też rozdziały z punktu widzenia bohaterów
z poprzednich części. Fajny to dodatek.
Reasumując „Bezwzględne serca” to dobra książka, ale niestety w mojej
ocenie najsłabszy tom i z przesadzonym humorem, bo na pewno Pani Geissinger nie
chodziło o to, by napisać parodię, a niestety miejscami tak odczuwałam. Mimo
wszystko zachęcam Wam do sięgnięcia po ten tom, jeśli czytaliście poprzednie.
Moja ocena to 6,5/10.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.