czwartek, 5 września 2019


Meghan March
“Imperium grzechu”


Po jakże mocnym zakończeniu poprzedniej części nie mogłam się doczekać finału tej trylogii. Już od pierwszego spotkania z twórczością Meghan March wiedziałam, że jej bohaterzy wywrą na mnie ogromne wrażenie i dokładnie tak było, ale czy “Imperium grzechu” spełniło moje oczekiwania względem tej książki? Tego dowiecie się, czytając poniższą recenzję. 

“Nigdy nie byłaś pionkiem, od pierwszego dnia byłaś królową. Najpotężniejszą figurą na całej szachownicy.”

Keira Kilgore to silna i niezależna kobieta, która należy do króla Nowego Orleanu - Lachlana Mounta. Jeszcze nie tak dawno temu go nienawidziła, a dziś zrobiłaby dla niego dosłownie wszystko. Zamach, który o mało nie pozbawił ich życia, uzmysłowił kobiecie, jak bardzo kocha tego nieobliczalnego mężczyznę.

Lachlan Mount to osobnik, z którym się nie zadziera, to ktoś, kogo nie chcielibyście poznać w swoim życiu. Jednak, kiedy mężczyzna poznał Keirę, to zdał sobie z tego sprawę, że ma obok siebie niezwykłą kobietę i jego wymarzoną królową. Właśnie dla niej jest gotów na wszystko nawet na zmiany i kompromis.  

“- Jesteśmy teraz zespołem. Możesz mi powiedzieć, jeśli coś się dzieje. 
Zaciskam zęby. W jej głosie pobrzmiewa oczekiwanie, jednak moja instynktowna reakcja jest chronić ją przed wszystkim, co możliwe.
- Zawsze będą rzeczy, o których nie będziesz musiała wiedzieć.
- Jednak o pewnych sprawach możesz mi powiedzieć. Gdybym to ja otrzymała teraz telefon, który tak bardzo zmieniłby moje zachowanie, jak zmieniło się twoje, to nie pozwoliłbyś mi wyjść bez jakiegoś wyjaśnienia, Lachlan.”

I w taki oto sposób, dobiegliśmy do końca tej trylogii. Szkoda, że musimy się już rozstać z bohaterami, bo będzie mi ich brakowało. “Imperium grzechu” to zaledwie dwustu dwudziestu stronicowa książka, w której dużo się dzieje, aczkolwiek jest łagodniejsza niż dwie poprzednie części. Mounta poznaliśmy jako brutalnego władcę rządzącego żelazną ręką, a tutaj troszkę dostajemy jego wersję “light”. Nawet mi się to podobało, chociaż zostałam przyzwyczajona do jego prawdziwego oblicza. Natomiast Keira nadal jest kobietą z pazurem, która nie da sobie w kaszę dmuchać, stała się odważniejsza i zadziorniejsza, broni swojego mężczyzny niczym lwica. Chemia pomiędzy Keirą a Lachlanem, była wprost namacalna i szalona. Pani March w tej opowieści połączyła odpowiednią ilość romansu i akcji, przez co uzyskała świetną historię. Podobało mi się również to, jak rozwinęła napięcie seksualne, ale także wzajemną emocjonalną atrakcję między tym dwojgiem. Bardzo podoba mi się styl autorki, którym operuje, to jak stworzyła swoich bohaterów, jak opisywała wszystko, co się między nimi działo, ich charaktery, nawet odzywki między sobą, które czasami były wręcz śmieszne. Postacie drugoplanowe wnoszą do tej historii coś własnego, dzięki czemu ta powieść, staje się dużo ciekawsza i oryginalniejsza. Zdecydowanie książka wciąga już od pierwszych stron i szczerze powiedziawszy, jak dla mnie zbyt szybko się kończy, ponieważ chciałam więcej. 
Mimo że “Imperium grzechu” jest odrobinę słabsza od swoich poprzedniczek, to mi to szczerze mówiąc, nic a nic nie przeszkadzało, bo i tak się dobrze bawiłam podczas czytania tej lektury. 

W tej opowieści występuje naprzemienna narracja, co jest ogromnym plusem. Było także kilka rozdziałów z przeszłości Mounta, co było fajnym zabiegiem. Ogólnie myślę, że będziecie się dobrze bawić podczas czytania i nie będzie to zmarnowany czas :)
Ja osobiście książki Meghan March biorę w ciemno, bo skoro Trylogia Mount mi się spodobała, to na pewno będzie tak samo z jej innymi pozycjami.

“Jak to jest, że czasami ci, których, jak się nam zdaje, znamy najlepiej, są tymi, których tak naprawdę znamy najmniej?”

Podsumowując “Imperium grzechu” to zakończenie, jakże zacnej Trylogii Mount. Ta historia opowiada o kolejnych dramatycznych wydarzeniach w życiu Keiry i Lachlana. Wychodzą na jaw mroczne sekrety przeszłości i ich konsekwencje. W tej książce znajdziecie zdrady, podeptane zaufanie, przestępstwa, zbrodnie, ale także i miłość. Jeśli czytaliście poprzednie części, to zdecydowanie i ta przypadnie Wam do gustu. 
Polecam!

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.



2 komentarze:

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...