środa, 25 września 2019


Kylie Scott
“Dirty”


“Nadeszła pora, by spojrzeć prawdzie w oczy. Stanąć z nią twarzą w twarz i przyjąć ją do wiadomości. Mój facet okazał się wcale nie być moim facetem, nie był też bynajmniej moim najlepszym przyjacielem. Nie czekało na mnie szczęśliwe rodzinne gniazdko. A moje wymarzone wesele? Zostały z niego gruz, dupa i kamieni kupa.”

Dzień ślubu Lydii to jedna wielka porażka. Kobieta na kilka chwil przed ceremonią odkrywa, że jej niedoszły małżonek ukrywał przed nią poważny sekret i postanawia, jak najszybciej uciec z własnego wesela. Szukając schronienia przed zdrajcą, tłumem gości i własną rozpaczą, wkrada się do uroczego bungalowu i chowa się w łazience.
Pech chciał, że właściciel tego uroczego mieszkania jest w nim obecny i ją przyłapuje. Vaughan nigdy by się nie spodziewał, że we własnej wannie zastanie w opłakanym stanie kobietę. Jednak mężczyzna, zamiast zadzwonić na policję, oferuje jej ręcznik i ramię, w które Lydia może się wypłakać.

“- Wezwiesz gliny? - zapytałam, przezwyciężając ścisk w gardle.- Wiem, że masz do tego pełne prawo, nie będę temu zaprzeczać. Ale chciałabym wiedzieć. Żeby się nastawić.
- Nie zamierzam tego robić.
- Dziękuję. Jestem ci wdzięczna. - Cała oklapłam w poczuciu ulgi.”

Jaki sekret odkryła Lydia na kilka chwil przed swoim własnym weselem?
Kim jest uroczy właściciel bungalowu?

Z twórczością Kylie Scott miałam już przyjemność się spotkać poprzez serię Stage Dive, którą wprost uwielbiam. Kiedy w zapowiedziach zobaczyłam, że Wydawnictwo Editio Red wyda jej kolejną serię, którą jest Dive Bar byłam wniebowzięta. Nie mogłam się doczekać, kiedy będę ją mogła w końcu przeczytać. Kiedy otrzymałam do recenzji “Dirty”, to wiedziałam, że jak tylko do mnie dojedzie, to się od razu za nią wezmę i tak praktycznie było. Jednak muszę stwierdzić, że się na tej książce zawiodłam, wydaje mi się, że było mało akcji, wszystko tak się szybko działo, czasami miałam wrażenie, że kiedy skończył się rozdział i przechodziłam do następnego to, zamiast dostać dalszą część, to było już coś całkiem nowego. Spodziewałam się zupełnie innej i na pewno lepszej historii. Jeśli mam porównywać do serii Stage Dive, to pierwszy tom cyklu Dive Bar wypada naprawdę cieniutko. Okładka jest po prostu genialna i mnie oczarowała, za to treść nie koniecznie.  Miejscami było śmiesznie i można się było pośmiać, ale jakoś tak nie wiem, ta pozycja do mnie na 100% nie przemówiła. Pani Scott pisze lekko i spójnie, stworzyła naprawdę ciekawe i barwne postacie, fabuła też była interesująca, ale słabo poprowadzona i lekko nudna, być może dlatego, że po prostu podejrzewałam, co będzie zawierała kolejna strona. Czekałam na te fajerwerki, jak w jej poprzednich książkach, ale tak naprawdę ich nie dostałam. Jak mam być szczera, to pierwsza połowa książki, jak dla mnie jest słaba i nużąca, no może sam początek był ciekawy, ale za to druga część mi się bardziej podobała. Było czuć pomiędzy Lydią a Vaughanem chemię i iskry, ale uczucie, które się pojawiło zaledwie w ciągu tygodnia, to trochę takie nieprawdziwe i naciągane. Ja lubię, jak w książkach wszystko się dzieje swoim tempem, nie jakimś ślimaczym, że bohaterzy będą żyć w celibacie przez rok, czy więcej, ale się powtórzę po raz kolejny, że to wszystko zdecydowanie było za szybko. Od tej książki oczekiwałam jakiegoś gorącego romansu z wytatuowanym “byłym” muzykiem i barmanem w jednym, na którego widok spadają gacie, a dostałam lekko nudnawy romans. Może teraz pokrótce wspomnę coś o bohaterach. Lydia to kobieta, która po akcji z byłym narzeczonym się nie załamuje, tylko idzie naprzód. Uczy się na własnych błędach i potrafi wyciągnąć z nich wnioski. Jest pyskata i miejscami zabawna. Za to Vaughan to mężczyzna, który odciął się od siostry i przyjaciół, by gonić za marzeniami. Jest silnym i pewnym siebie mężczyzną. Wie, czego chce od życia i próbuje do tego dążyć, tylko szkoda, że kosztem tych, którzy go kochają. 

“Vaughan Hewson stanowił ucieleśnienie mokrych snów każdej dziewczyny. Co za szczęście, że akurat ja szanowałam go za jego umysł.”

Co do postaci drugoplanowych, to każdy z nich odgrywa jakąś rolę w życiu Vaughana i Lydii. Nawet przez chwilę, ale to pod koniec książki pojawi się jedna postać z serii Stage Dive, ale nie powiem Wam kto, tego dowiecie się, czytając książkę i temu osobnikowi muszę przyznać, że dobrze prawi i zna się na rzeczy, a o co mi chodzi, to podaje wam poniżej w cytacie :)

“Kochasz swoją dziewczynę? Kupuj jej książki.”


Podsumowując “Dirty” to według mnie niezbyt udana książka, która była nieurozmaicona, nudnawa i banalna. Mnie ta historia nie rozłożyła na łopatki, nie była tym, czego od niej oczekiwałam, ale każdy z nas ma swoje wygórowania i oczekuje od książek zupełnie czegoś innego. Oczywiście nie mówię tej pozycji całkowicie nie, bo były momenty, kiedy mi się niektóre sytuacje podobały i miałam szansę się pośmiać, jednak spodziewałam się, że ta opowieść będzie na poziomie Stage Dive, a była po prostu przeciętna. Aczkolwiek nie omieszkam sięgnąć po dalsze części, bo być może kolejne tomy tej serii będą dużo lepsze i bardziej przypadną mi do gustu. Czy ją polecam? Kurcze troszkę tak mi trudno powiedzieć, bo mi ona za bardzo nie podeszła, a Wam akurat może się spodobać. Tak więc myślę, że jeśli się sami nie przekonacie, to się nigdy nie dowiecie, czy Wam ta książka pasuje. Tę decyzję musicie już podjąć sami.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.


2 komentarze:

  1. Zgadzam się .. Nie wiem jak się skończyła nie jestem w stanie jej skończyć 😐

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie nie zamierzam na nią tracić czas.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...