sobota, 25 lipca 2020


Tijan
“Fallen Crest. Dom”


Samantha wraca na wakacje do Fallen Crest. Po wydarzeniach na uniwersytecie potrzebuje wsparcia Masona bardziej niż kiedykolwiek. On, jednak musi skupić się na stażu w firmie ojca.

Przeszłość zaczyna o sobie przypominać, a dawni nieprzyjaciele ożywają nie tylko we wspomnieniach, kiedy Sam i Mason odwiedzają stare miejsca. Czy wciąż mogą nazywać Fallen Crest swoim domem?

Nieoczekiwanie sprawy się komplikują. Nie zapowiada się bowiem, żeby wakacje z matką mieszkającą po drugiej stronie ulicy i niebezpiecznymi wrogami czającymi się za każdym rogiem były przerwą od problemów.

Jeden najmniejszy błąd może ich kosztować życie.

“Dwa czarne SUV-y pojawiły się przed bramą domu Kade’ów. Otworzyła się powoli i oba samochody ruszyły na podjazd. Brama zamknęła się za nimi, zasłaniając nam widok, ale wiedziałam, co to oznaczało.
Moja matka oficjalnie wróciła.”

“Fallen Crest. Dom” to już szósty tom z cyklu Fallen Crest. Powoli zbliżamy się ku końcowi tej serii i ogarnia mnie ogromny żal, że zaraz będę musiała się pożegnać z bohaterami, których wręcz uwielbiam. Towarzyszyłam Sam i Masonowi od początku ich znajomości i ciężko będzie ich opuścić, ale cóż taka kolej rzeczy i to, co dobre zawsze szybko się kończy. Tym razem autorka przychodzi do nas z częścią, gdzie Mason i Sam wracają na wakacje do domu. Myśleli, że ten czas będą spędzać razem, w spokoju i wśród przyjaciół, ale obydwoje musieli podjąć jakąś pracę. Mason odbywa praktyki w firmie ojca, a sam wraz z Markiem zatrudniają się w wesołym miasteczku. Niby to nic takiego, ale przecież w ich życiu nie może być odrobinę normalności. Zawsze musi się znaleźć ktoś, kto próbuje im zaszkodzić. Z jednej strony jest matka Sam, a z drugiej kolejny wróg daje o sobie znać. 

Jak tym razem Mason i Sam sobie z tym poradzą? 
Czy po raz kolejny wyjdą bez szwanku, czy może pewne sytuacje odcisną na nich jakieś piętno?

Bardzo uwielbiam sposób pisania Tijan. Nie będę ukrywać, ale jeszcze zanim te książki trafiły na polski rynek wydawniczy, ja je już czytałam w oryginale. Wówczas już wtedy, autorka chwyciła moje serce i wiem, że wszystko, co wyjdzie spod jej pióra, znajdzie się na mojej półce. Po raz kolejny Tijan mnie nie zawiodła. Pamiętam, że jak czytałam po kolei te książki, to obawiałam się, jaki ona będzie miała pomysł na dalsze części z tej serii. Pomyślałam sobie, że w pewnym momencie ta historia będzie się ciągnęła jak flaki z olejem, ale się pomyliłam. Autorka zafundowała mi naprawdę wiele wrażeń, czasami chciałam bohaterów dosłownie ubić, później im współczułam, przeżywałam z nim wspólnie ich rozterki, problemy, to jak sobie ze wszystkim radzili i się nie poddawali. Mason i Sam idealnie się uzupełniali i byli wręcz dla siebie stworzeni. Uwielbiałam to, jak o siebie dbali, jak robili wszystko, żeby temu drugiemu nie działa się żadna krzywda. Ja jestem w tej serii do tego stopnia zakochana, że naprawdę ciężko mi znaleźć jakiekolwiek minusy. Dla mnie ich tam po prostu nie ma. 

Przez tę lekturę przewija się wiele postaci drugoplanowych, które lubiłam albo wręcz nienawidziłam. Moimi ulubieńcami oczywiście są Logan oraz Heather. Te postacie dodawały całego blasku i dzięki nim fabuła, jak i akcja świetnie się rozwijały. Chciałabym kiedyś przeczytać serię poświęconą Loganowi, bo jak dobrze kojarzę, to Heather i jej chłopak Channing, mają już swoją historię. 
Oczywiście autorka pisze nadal tym samym stylem, który jest lekki i przede wszystkim spójny. Również jest przedstawiona dwutorowa narracja tak samo, jak przy poprzednich książkach, co nam daje pełny obraz perypetii Masona i Sam. Muszę Wam się przyznać, że coraz ciężej recenzować mi książki, gdzie seria dotyczy tej samej pary, bo już nadzwyczajnie w świecie brak mi już pomysłów i jest mi trudno dobierać słowa tak, żeby nie zdradzać za wiele z fabuły. Tak naprawdę człowiek się tylko powtarza, ale wolę powtórzyć swoje słowa, że ta seria jest zajebista i, że wszystko ma na swoim miejscu, niż napisać opinię, króciutką i mało treściwą.
Ja jestem ogromnie na tak i już zawsze ten cykl, będzie bliski memu sercu.

Reasumując “Fallen Crest. Dom” to następny tom opowiadający życie Sam i Masona. Po raz kolejny widzimy, z czym muszą się zmagać nasi główni bohaterzy. Autorka zafundowała mi niezłą jazdę bez trzymanki, ale wiem, że za każdym razem wsiądę do tego wagonika, żeby razem z Sam i Masonem przeżyć kolejną przygodę, która z pewnością będzie warta, poświęconego jej czasu.
Bez dwóch zdań polecam!

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

Wydawnictwo Kobiece

2 komentarze:

  1. Trochę nie mój target ale na pewno znajdzie swoich odbiorców :D
    Pozdrawiam // Pola
    www.czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam jedną książkę tej autorki. Nie była zła, ale też mnie nie porwała, więc nad tą się jeszcze zastanowię.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...