wtorek, 17 marca 2020


Belle Aurora
“Raw: Rebirth”
[Przedpremierowa recenzja patronacka]


Kontynuacja historii Lexi i Twitcha, na którą czekali fani Raw!

“Wróciłem, skurwysyny.
Znajdowałem się w takim miejscu, że mój niepokój powinien wzrosnąć, ale tak się nie działo.
Byłem spokojny, wyciszony i czekałem cierpliwie, aż ona mnie znajdzie.”

Sześć lat temu świat Alexy Ballentine runął! Mimo to kobieta próbuje prowadzić normalne życie i stworzyć ciepły, kochający dom dla swojego syna A.J. Jednak coś zaczyna ją niepokoić. Chłopiec oznajmia, że tatuś wrócił i jest z nimi. Ale ona przecież wie, że to niemożliwe.
Twitch umarł i nie wróci.
Lexi ma również świadomość, że ona też nie wróci. Nie wróci do tego, jaka była dawniej. Twitch na zawsze ją zmienił. Pokazał jej mroczną stronę życia, a ona ją zaakceptowała i gdyby mogła, wybrałaby Twitcha znowu, milion razy, za każdym razem.
Jednak Alexa nie ma pojęcia, że ktoś ją obserwuje, a nawet przychodzi do jej domu.
Ktoś, kto powinien nie żyć.
Nie wie, że Twitch wrócił i niedługo będzie chciał się przywitać.

“Nie było go tam. Tak naprawdę go tam nie było. Istniał tylko
 w mojej głowie. Ale wcale nie czułam się z tego powodu mniej zestresowana. Serce waliło mi tak mocno, że nagle poczułam się słabo. Zacisnęłam drżące dłonie w pięści i wbiłam w nie paznokcie.”

Troszkę przyszło nam czekać do premiery tej pozycji, ale oczekiwania się nareszcie skończyły i na pewno ta część usatysfakcjonuje wielu z Was. Mnie jak najbardziej zadowoliła. Uważam, że “Raw: Rebirth” jest idealnym zwieńczeniem losów Lexi i Twitcha, ale również bohaterów pobocznych, których było masę w tym cyklu. Trylogia Raw Family to jedna z moich ulubionych, które będę każdemu polecać. Tych książek się nie czyta, tylko połyka w całości. Czytając ostatni tom, byłam naprawdę wniebowzięta, bo wyjaśniło się wiele spraw, wiele niedokończonych wątków dostało swoje zakończenie i wiele nowych faktów ujrzało światło dzienne. Cała akcja była wartka i czasami przyprawiała o dreszcze i szybsze bicie serca. Uważam, że nie będziecie się nudzić podczas czytania, bo szczerze mówiąc, nie ma czasu na nudę. Non stop coś się dzieje i autorka nie pozwoliła swojemu czytelnikowi na żadną ospałość. W tym tomie możemy zaobserwować przemianę bohaterów, bo nie tylko Twitch się zmienił, ale i cała reszta. Ogólnie uwielbiałam niebezpiecznego i mrocznego Twitcha, ale tego nieco łagodniejszego po prostu pokochałam. Podobała mi się jego walka o ukochaną, rodzinę, jego zażyłość z synem. Belle Aurora tym razem postawiła na fabułę, która została opowiedziana z kilku punktów widzenia między innymi A.J, Lexi, Twitch, Ling, Molly. Pojawiają się nowe postacie, które są dopełnieniem całej historii. Uważam, że ta pozycja jest pełna mroku i napięcia, rozgrywających się dramatów i przede wszystkim jest pełna akcji. Jest również o miłości, która została utracona, ale powróciła z jeszcze większą siłą. Pisarka zrobiła naprawdę kawał dobrej roboty, pisząc tę część, bo z ręką na sercu śmiem twierdzić, że jest to idealne zakończenie dla całej opowieści. Muszę wspomnieć o jednej postaci, którą najbardziej polubiłam, a jest nią A.J. Boziu, jaki ten chłopczyk był mądry, to szok. Jak na swój wiek, rozumiał praktycznie wszystko, co się wokół niego działo. Polubiłam również Molly, która naprawdę kochała syna Lexi i Twitcha i robiła dosłownie wszystko, żeby go ochronić. Pani Aurora idealnie operuje emocjami, dlatego udało jej się stworzyć coś tak świetnego, jak trylogia Raw i ubolewam nad tym, że to już koniec, ponieważ czuję niedosyt i chcę dużo więcej. Moja recenzja może się wydawać lekko chaotyczna, ale targają mną takie emocje, że nie jestem w stanie zebrać myśli i od razu piszę to, co mi ślina na język przyniesie.
Ja jestem naprawdę tą książką oczarowana i daję jej mocną dychę. Inaczej być nie może!

“Blizny. 
Mieliśmy ich wiele.
Ale te blizny nas ukształtowały. Nasze rany były początkowo bolesne, a ślady, które po nich pozostały, okazały się trwałe. Niezmywalne. Cieszyłam się z nich, bo przypominały, jak ciężko pracowaliśmy, by być razem.”

Podsumowując “Raw: Rebirth” to idealne zwieńczenie całej trylogii, która Was porwie bez reszty i zafunduje ostrą jazdę bez trzymanki. Ja dla tej pozycji przepadłam na kilka godzin, jak tylko przeczytałam pierwszą linijkę prologu. Dajcie się porwać po raz kolejny do świata, gdzie rządzi wartka akcja, mrok, napięcie, dramat, a przede wszystkim miłość, która przezwycięży wszystko.
Polecam!

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

Wydawnictwo NieZwykłe


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...