poniedziałek, 22 lutego 2021

 

C. S. Riley

“Bad Boys Bring Heaven”

[Patronat medialny]

Historia toksycznej miłości silniejszej od stereotypów.


“Była jak słońce - piękna i oślepiająca, ale spalała każdego, kto podszedł zbyt blisko.”


Hope Ciredman kroczy przez życie, jakby nie miała nic do stracenia. Oziębłość i beznamiętna twarz to jej maska. Arogancja to sposób bycia. A buntowniczy charakter to prawdziwy magnes ściągający kłopoty. Może właśnie dlatego już pierwszego dnia w nowej szkole Hope wzbudza sensację i wplątuje się w grę, której zasad nie zna. Dziewczyna jak zwykle pragnie zwycięstwa, ale jest nieświadoma, że w tej rozgrywce stawką okaże się jej serce.


Asa McLean to wyrafinowany drań uosabiający wszystko, przed czym Hope chce uciec - brutalną siłę, niebezpieczeństwo i nieziemski tupet. To typ chłopaka, który wyciąga z niej to, co ona pragnie najgłębiej ukryć - prawdziwe uczucia. Przy Asie Hope czuje, że naprawdę żyje.


Oto opowieść o miłości która jest tak silna, że pod jej wpływem nawet anioł pójdzie za diabłem do piekła. 


“Dawno temu anioł i diabeł zakochali się w sobie”.

Ostatnio na polskim rynku wydawniczym możemy się spotkać z wieloma debiutami. Różne są to gatunki, ale przeważnie przeważa mafia. Jednak “Bad Boys Bring Heaven” się wyróżnia i chwała Ci za to Panie. Autorka wkracza do świata pisarskiego, można by rzec drzwiami i oknami, ale to jest naprawdę super. Nie daje nam mafii, tylko historię hate/love z wątkiem szkolnym. W tej książce poznajemy dwójkę bohaterów, którzy od samego początku pałają do siebie niechęcią, aczkolwiek coś ich ciągnie ku sobie. Są przedstawieni, jako mocne i charakterne osoby. Hope to dziewczyna arogancka zakładająca na siebie maskę obojętności, silna, ma swoje własne zdanie, nie udaje słodkiej laluni, tylko jak potrzeba, to wie, kiedy się postawić, a nawet przyłożyć. Natomiast Asa ahhh… ten Asa, dupek nad dupkami, ale za to jaki fajny. Nie jest ciepłą kluchą ani jakimś lizusem, tylko postacią hardą, mającą swoje zdanie, nikomu nie słodzi, jeśli ktoś mu zajdzie za skórę, to potrafi się odpłacić. Kiedy ta dwójka się spotyka, to między nimi wybuchają bomby, granaty, pociski rakietowe, ale też i fajerwerki. Oboje mają za sobą jakąś przeszłość, która jest ze sobą… A nic nie powiem. Sami się dowiecie, czytając. Wspomnę jeszcze, że Asa i Hope, tak naprawdę za całą tą fasadą oziębłości i zobojętnienia, ukrywają swoje prawdziwe uczucia. To osoby naznaczone i bardzo skrzywdzone przez życie.

Powiem Wam, że naprawdę fajnie się bawiłam podczas czytania tej lektury. Autorka ma bardzo dojrzały styl pisania, przez co książkę, czytało się szybko, aczkolwiek wydaje mi się, że niektóre wątki mogłyby być nieco mniej obszerne, ponieważ były tam niepotrzebne i zajmowały miejsce na kartkach  wskutek czego, książka stała się ciężkim i ogromnym tomiszczem :D Nie oszukujmy się, nie każdy lubi czytać tak grube książki i czasami czytelnik właśnie przez liczbę stron się zniechęca, jednak kochani mimo to i tak dajcie szansę tej powieści, bo warto. Pomysł na fabułę, jak najbardziej udany i w fajny sposób został poprowadzony. Uwielbiam, kiedy w książkach główni bohaterzy się przekomarzają, dokuczają i robią sobie na złość. Dialogi były naprawdę ciekawe i fajnie pokierowane. Rozdziały nie są jakieś długaśne i to też plus, ponieważ autorka je zakańcza, tak jak powinny być i się nie gubi w wydarzeniach. Sceny zbliżeń są wyważone i przede wszystkim znikomo opisane, tak więc nie nastawiajcie się na głębsze opisy scen łóżkowych. Bohaterzy nie są pospolici, tylko zostali ciekawie i interesująco wykreowani. Jak na nastolatków, to mają łeb na karku i nie są gówniarzami, którzy się szczycą bogactwem. Postacie drugoplanowe również zostały w fajny sposób przedstawione, przez co dało się ich lubić i wnosili powiew świeżości do całej historii.

Uważam, że jak na debiut to autorka naprawdę świetnie sobie poradziła i oby więcej wychodziło takich opowieści spod jej pióra. C. S. Riley zapewniła mi dobrą historię, która mnie pochłonęła na kilka dni i przy której się nie nudziłam jak mops, tylko przeżywałam wszystko razem z bohaterami. Jest tu kupa emocji, które idealnie się wplatają w fabułę. Brawo autorko, odwaliłaś kawał dobrej roboty :)

I tak na sam koniec mam dla Was moją polecajkę, która znajduje się na skrzydełku :)

“Bad Boys Bring Heaven” to zdecydowanie udany debiut autorki. Czy skrzywdzona przez życie dziewczyna i wyrafinowany drań mają szansę stworzyć coś dobrego? A może interesują ich wzajemne potyczki? Ja tej historii mówię zdecydowanie “tak” - i gorąco ją polecam.

No to ten tego nic chyba więcej pisać nie muszę, po prostu sięgajcie po ten debiut, bo naprawdę warto.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

 




 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...