Rina
Kent – Przysięga kłamstwa”
[Patronat medialny]
Winter Cavanaugh, oprócz wspomnień, nie ma praktycznie nic. Ani dachu nad głową, ani godności. Kiedy może stracić również wolność, z pomocą przychodzi jej pewien gangster, najbardziej niebezpieczny i okryty złą sławą mafioso w mieście, Adrian Volkov.
Mężczyzna składa jej bardzo dziwną ofertę. Chce, żeby udawała jego zmarłą żonę. Wszystko wydaje się irracjonalne: jego propozycja, próba szantażu, postawienie dziewczyny w sytuacji bez wyjścia.
Winter nie rozumie, dlaczego Adrian Volkov wybrał właśnie ją.
Kobieta szybko orientuje się, że tak samo jak na ulicy, również w domu męża będzie musiała walczyć o przetrwanie. Mężczyzna traktuje ją przedmiotowo, nie pozwalając jej się odzywać. Chce, żeby bez słowa wykonywała polecenia, aż w końcu stanie się jego zmarłą Lią.
Winter zaczyna rozumieć, że w tej sytuacji pobyt w więzieniu byłby nie najgorszą opcją.
„Zapach
róż zmienił się w odór śmierci.
Patrzę na krew wypływającą
z jej ran, na życie, które uparcie opuszcza jej ciało bez chwili
zastanowienia. Czerwony kolor naznacza jej jasną skórę, malując
strużki na rękach i nogach, oraz ogarnia delikatną twarz. Jej oczy
są otwarte, ale nie patrzy na mnie. Ich błękit jest pusty, zniknął
i przeniósł się do innego miejsca. Tam, gdzie się nie
wybieram.”
Hm...
chciałam ochłonąć przed napisaniem tej recenzji, ale cóż, nie
mogę. Ledwo odłożyłam książkę i chciałam odetchnąć, ale
buzuje we mnie tyle emocji, że po prostu muszę dać im chociaż
niewielki upust. Chciałabym powiedzieć wiele, walnąć tu taki
konkretny spojler i wylać moje wszystkie myśli na papier, ale nie
mogę, a wiecie dlaczego? Ponieważ pozbawiłabym was... no właśnie,
wiecie czego? Ogromnej, ba, przeogromnej przyjemności, jaką jest
przeczytanie tej opowieści. Chce zacząć od początku, ale co
mogłabym Wam powiedzieć? Cóż, postaram się. Gdy zobaczyłam tę
opowieść w zapowiedziach, wcześniej słyszałam co nieco o autorce
i doszłam do wniosku, że chętnie przekonam się, o co tyle szumu.
Gdy otworzyłam książkę na pierwszej stronie, znalazłam notę od
autora, że pisze mroczne historie, które są niepokojące i nie są
przeznaczone dla osób o słabym sercu. Kilka miesięcy temu
spotkałam już się z takim ostrzeżeniem u pewnej autorki, ale
książką, jak dla mnie była akurat słaba, jak to mówią nie
strasz nie strasz bo się... no ale jak wszyscy doskonale wiedzą, im
bardziej powalona opowieść tym mi do niej bardziej palą się
cholewki. Zastanawiałam się, czy ostrzeżenie będzie współgrało
z zawartą w środku treścią. Złapałam to cacuszko w moje łapki
i... wow. Ta książka to sztos, od samego początku dzieje się
bardzo dużo, fabuła jest popieprzona, ale idealnie poprowadzona,
nieprzewidywalna, przesiąknięta tajemnicami, mroczna, brutalna, ale
i jednocześnie gorąca. To, co dzieje się w mojej głowie po jej
skończeniu to jeden wielki chaos. Pierwsza część jest urwana w
takim momencie, że ostatnie kilka zdań czytałam 10 razy i za
każdym razem pojawiało się pytanie – co tu się właśnie
odwaliło!?
Czytałam ją z zapartym tchem, gdy się
wciągnęłam w tę opowieść nie chciałam jej odłożyć, dopóki
nie doszłam do momentu ...ciąg
dalszy nastąpi.
I teraz nie pozostaje mi nic innego, jak czekać, aż druga część
trafi w moje łapki.
Czy wam ją polecam? Zdecydowanie tak.
Jest to jedna z lepszych opowieści, które trafiły w tym roku z
moje łapki. Ale fakt, tak jak autorka uprzedza, nie jest to książka
dla osób zbyt wrażliwych. Ja bawiłam się przy niej świetnie i z
pewnością do niej powrócę. Daję 10/10.
Paula
Za
możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję
Wydawnictwu NieZwykłe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz