piątek, 3 stycznia 2020


Maja Damięcka
“Świąteczna gorączka”
[Patronat medialny]


Czy ja już wam kiedyś wspominałam, że uwielbiam debiuty? Pewnie tak, ale się powtórzę, UWIELBIAM DEBIUTY! (Sorki, że dużymi literami i z wykrzyknikiem, ale taka jest prawda). Dzisiaj przychodzę do was z recenzją książki, która jest naprawdę…  

Mikołaj Dębski to facet z kasą, zmieniający kobiety, jak rękawiczki i do tego nienawidzi Świąt. Jedyne, co go interesuje, to laski i pieniądze.  
Sara to seksowna i ładniutka pani doktor, pracująca w szpitalu, który sponsoruje właśnie Dębski. Pewnego dnia na imprezie szpitalnej ta dwójka na siebie natrafia i Mikołaj obiera sobie za cel Sarę, aczkolwiek kobieta jest odporna na jego urok osobisty, ale czy aby na pewno?

“Przepchnęła się pod moim ramieniem, gromiąc mnie wzrokiem. Przez chwilę patrzyłem, jak oddala się, kręcąc tym seksownym tyłkiem.
- Będziesz moja - mruknąłem pod nosem, po czym dolałem sobie wina.”

Lubię Święta i szczerze powiem, że bardzo rzadko kiedy, czytam, czy czytałam świąteczne książki, ale kurcze, gdy zobaczyłam w zapowiedziach fajną okładkę i do tego intrygujący opis, to wiedziałam, że nie mogę przejść obok niej obojętnie (haha) wiecie goła klata i te sprawy, ale ciiii. 
“Świąteczna gorączka” to lekki romans w okresie świątecznym z nutką pikanterii, którym zadebiutowała na rynku wydawniczym Maja Damięcka. Czy mi się książka podobała? Dobre pytanie, ale napiszę prawdę, była beznadziejna, nudna i po prostu to zdecydowanie nie moje klimaty i tyle w temacie…
OCZYWIŚCIE ŻARTUJĘ, to było cholernie dobre. Książkę zaczęłam czytać przed kilkoma dniami, ale był Sylwester i do tego po świętach człowiek był ociężały przez obżarstwo, to jedynie udało mi się przeczytać w tym okresie zaledwie 64 strony, ale wczoraj jak się do niej dopadłam, to przysięgam, że nie mogłam się oderwać, czytałam chyba do 2:30 w nocy. To co, o tym świadczy? A to, że wciąga na maksa. Lubię czytać debiuty, chociaż nie wszystkie są udane, ale w tym przypadku hell yeah, to było dobre. Autorka zapodała nam romansik z niegrzecznym panem Mikołajem w tle. Książka może i na pozór przewidywalna, ale za to super napisana. Było lekko, spójnie i logicznie. Akcja została dobrze poprowadzona bez zbędnego przyspieszania, bohaterzy nie byli sztuczni, tylko wyraziści. Przejście z rozdziału na rozdział było odpowiednie i Maja nie gubiła się w wątkach. Jest tu również zawarte sporo pieprzyku, bo chemia pomiędzy Mikołajem a Sarą była wow, aż normalnie buchającą gorącą lawą. Mamy tu dwa punkty widzenia, co jest idealnym zabiegiem, bo mamy możliwość poznania obie strony, a nie tylko jedną. Akurat bardzo ciekawiła mnie postać Mikołaja i to, dlaczego nie lubi świąt i zmienia baby jak rękawiczki. Co do bohaterów drugoplanowych, to każda z nich odgrywała swoją przypisaną rolę w życiu Sary i Mikołaja, a w szczególności mowa tu o Oldze i Danielu, Sophie i Adamie. Pierwsza dwójka jest super, ale Sophie i Adama chciałam normalnie ukatrupić. Może teraz kilka słów napiszę o naszych głównych postaciach. Na pierwszy ogień idzie Sara, którą polubiłam już na wstępie. Marzy, jak to się mówi o ognisku domowym i ciepłych kapciach. Jest lekarką z pasji i uwielbia nieść pomoc tym najmłodszym. Nie miała o Dębskim zbytnio dobrego zdania, bo każdy znał jego reputację i próbowała być odporna na jego urok osobisty, ale na jak długo?

“Wszyscy uważali go za palanta, lecz nikt nie mówił mu tego wprost, bojąc się, że zakręci kranik z gotówką. Nie lubiłam go i nie zamierzałam się wdawać z nim w jakąkolwiek dyskusję.”

Mikołaj, ahhh ten Mikołaj z niewyparzonym językiem. Gdyby był prawdziwy i jego reputacja nieco lepsza, to brałabym się za niego, ale tak poważnie, to pewne zdarzenia w jego życiu miały wpływ na to, kim się stał. Był arogancki i walił prosto z mostu, ale taka już jego natura. Przeżył kilka nieciekawych przeżyć w przeszłości, które ukształtowały jego osobowość. Polubiłam go na samym początku, pomimo tej jego chamskości i tego zboczeństwa :D :D:D 

Podsumowując “Świąteczna gorączka” to dobry debiut ze świątecznym tłem. Ogólnie cała książka jest naprawdę fajna i na pewno przy jej czytaniu, miło spędzicie czas. Ja się świetnie bawiłam z Sarą i Mikołajem, którzy na sto procent umilili mi tę chwilę dla siebie. Jeśli nie zdążyliście jeszcze przeczytać tej pozycji, to bardzo serdecznie was zachęcam do jej sięgnięcia. Przecież książki świąteczne możemy czytać zawsze, a nie tylko w okresie świąt :)

Kasia

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękujemy Wydawnictwu NieZwykłemu.


Wydawnictwo NieZwykłe

3 komentarze:

  1. Ja utknęłam niemal w połowie i jakoś nie mogę się zebrać w sobie, żeby ją dokończyć:(

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam ochoty sięgać po tą książkę, pomimo tyłu pozytywnych opinii.
    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  3. Okropna książka! Fabuła na początku może i okej, ale główny bohater to prostak obrażający kobietę, której w ogóle nie zna! (nie, żeby w ogóle wypadało obrażać jakąkolwiek kobietę). Przez cały czas zachowuje się jak buc, a nawet nie jest u siebie w domu! Zero kultury, ogłady, nie przekonał mnie do siebie w ogóle.

    Główna bohaterka też nie lepsza. Bruno rugał ją na każdym kroku, a ta i tak wskoczyła mu do łóżka. Porażka. Zero godności.

    Cała rodzinka udana. Matka obrażająca własne dziecko, alkoholiczka, ojca prawie tyle co nic i świąt też tyle co nic.

    Stracony czas. Dobrze, że nie wydałam na to pieniędzy, bo bym bardzo żałowała.

    OdpowiedzUsuń

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...