piątek, 15 lutego 2019


ALY MARTINEZ - „WALCZĄC Z CISZĄ”
[PATRONAT MEDIALNY]

„Dla większości ludzi dźwięk jest pojęciem abstrakcyjnym. Spędzamy całe życie, próbując odciąć się od szumu, żeby móc skupić się na tym, co uważamy za ważne. Ale co, jeśli jasność umysłu zostaje przepłacona zupełną ciszą i ten niewyraźny szmer w tle staje się czymś, za co oddałoby się wszystko?”
Till Page od najmłodszych lat był wojownikiem. Wychowując się w patologicznej rodzinie, w której rodzice niewiele brakowało, a wylądowaliby w więzieniu, pozostawiając swoje dzieci na pastwę losu. Każdego dnia musiał walczyć o to, aby on i jego dwóch młodszych braci, z powodu braku opieki,nie trafili do rodzin zastępczych. Nie miał nic, co mógłby uznać za swoje, do dnia, gdy spotkał Elizę Reynolds, która znajdowała się w podobnej sytuacji i stała się dla niego jedynym światłem nadziei, w tym okrutnym otaczającym go świecie. Nie spodziewał się, że będzie to miłość jego życia. W bardzo młodym wieku dostaje kolejny potężny cios od losu.
„Leżałem jeszcze przez chwilę, opłakując swoją stratę, lecz nie żałowałem, że podjąłem to ryzyko. Nawet jeśli z czasem miała o mnie zapomnieć, na zawsze będę miał jedną noc, kiedy na krótką chwilę, moja fantazja zmieniła się w rzeczywistość – świat, w którym Eliza stała się moja. Kiedy już mogłem wyślizgnąć się z jej uścisku, podszedłem do okna i wciągnąłem sztalugę – prezent z okazji zakończenia liceum.”
Czy spełni swoje marzenia i dostanie szansę na zostanie zawodowym bokserem?
Czy Till przeniesie się ze świata fantazji do rzeczywistości i stworzy z Elizą normalny związek?
A może kobieta ulokuje swoje uczucia w innym mężczyźnie?

W końcu przegrał walkę.
Zatapiając twarz w mojej szyi kompletnie stracił nad sobą kontrolę. Przylgnął do mnie z trzęsącymi się ramionami. Nie wiedziałam czy z jego oczy płyną łzy, ale jego ciało uległo wyniszczeniu. Nie przyznałby się do tego, lecz wydawało mi się, że to nie przez smutek, tylko przez strach. Byłam bezsilna, ale trzymałam go najmocniej jak mogłam i szeptałam słowa otuchy...”
Aly Martinez matka czworga szalonych dzieciaków, bestsellerowa autorka „USA Today”. W momencie, gdy zobaczyłam w zapowiedziach debiut tej autorki na polskim rynku i po przeczytaniu opisu „Walcząc z ciszą”, wiedziałam, że muszę ją mieć. Czego się po niej spodziewałam? Lekkiego romansiku dla uprzyjemnienia wieczoru. A co otrzymałam? Przepiękną powieść pełną miłości, bólu, strachu i wsparcia, ale także o nadziei i sile marzeń, że pomimo przeciwności losu trzeba brać od życia wszystko, co ma nam do zaoferowania.

Początkowo, gdy zaczynałam czytać tę książkę, spodziewałam się, że będzie to historia o światowej sławie bokserze, z kobietami na pęczki, który gdzieś tam przez przypadek pozna swoją jedną jedyną wybrankę serca podczas jakiegoś swojego gwiazdorskiego kryzysu. Nie macie pojęcia, jak bardzo się myliłam. Głównych bohaterów, czyli Tilla i Elizę poznajemy, gdy mają po 13 lat. Dwoje dzieci zdanych na samych siebie, bez jakiegokolwiek wsparcia, zainteresowania ze strony swoich rodziców, którzy mają ważniejsze sprawy na głowie, niż opieka nad dziećmi. Praktycznie od pierwszego spotkania stają się oni dla siebie taką bezpieczną przystanią, ponieważ życie nie jest dla nich łaskawe i mają bardziej pod górkę, niż z górki. Podobało mi się to, że ich miłość kwitła, dojrzewała z każdą wspólnie spędzoną chwilą, chociaż przyznam szczerze, że było kilka momentów, w których miałam ochotę nakrzyczeć na Tilla i powiedzieć mu „kurcze, weź się chłopie w końcu w garść!! Dorośnij!!”. Autorka świetnie ucharakteryzowała tu postać Elizy, która była głosem rozsądku, oparciem zarówno dla Tilla, jak i jego dwóch młodszych braci Quarry'ego oraz Flinta, zawsze znajdowała odpowiednie słowa, aby podnieść na duchu całą trójkę, jednak kiedy trzeba było nawrzeszczeć, tak też robiła i nie przebierała wtedy w słowach.

Jaka jest ta książka? Przede wszystkim piękna. Pełna miłości i nadziei na lepsze jutro i wyrwania się z tego okrutnego świata. Były momenty, które powodowały, że zanosiłam się ze śmiechu, by za chwilę łzy rozpaczy i smutku zalewały mi twarz całymi strumieniami. Bardzo Was zachęcam do przeczytania tej książki, ponieważ uważam, że jest to pozycja, obok której nie można przejść obojętnie. A ja jestem bardzo wdzięczna wydawnictwu, że zdecydowało się wydać tak wspaniałą i poruszającą historię.

Pssst.... Z niecierpliwością wyczekuję drugiego tomu serii „On the Ropes”, ponieważ chcę poznać bliżej osobę środkowego z braci - Flinta.

Polecam Wam ją bardzo!!

Paula

Za możliwość przeczytania i objęcia patronatem książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...