poniedziałek, 11 lipca 2022

 

Monika Skabara

“Odrodzenie Feniksa”

Niektórym rzeczom trzeba pozwolić umrzeć, by inne mogły powstać na nowo


Ava ponownie przewartościowała swoje życie. Odpowiedzialna nie tylko za swój los, musiała prędko stworzyć nową bezpieczną codzienność dla swojej rodziny. Wspólne z przyjaciółką otworzyła w Stanach galerię sztuki, a całą swoją uwagę poświęciła macierzyństwu. Złamanego serca nie da się jednak poskładać tak szybko. Zwłaszcza gdy widma przeszłości są tak uporczywe.


Kiedy Ava wybiera się na międzynarodowy konwent tatuażu, nie spodziewa się spotkać tam Feniksa. Czy będzie w stanie zaufać ponownie temu owładniętemu zemstą człowiekowi? I czy na pewno powinna nadal skrywać przed dawnym ukochanym swoją wielką tajemnicę? Co wspólnego z tym wszystkim ma pewien czarujący Włoch, który próbuje zdobyć serce Avy?


Zaufać ponownie, kiedy raz zostało się zranionym, jest niezmiernie trudno. Ale jeszcze trudniej jest samotnie dźwigać brzemię swoich sekretów. Czy Ava jest gotowa na kolejną transformację? Komu powinna zawierzyć, gdy powrócą dawni wrogowie? Czasem miłości trzeba w sobie zabić, a czasem dać jej szansę, by odrodziła się z popiołów… 


“Czasami miłość trzeba w sobie zabić, a czasem dać jej szansę, by odrodziła się z popiołów.”


To już moje drugie spotkanie z piórem Moniki i tym razem muszę przyznać szczerze, że jest ono jak najbardziej udane. Książkę pochłonęłam jak ciepłe bułeczki i nie mogłam się zupełnie oderwać od czytania. Byłam bardzo ciekawa, jak potoczą się dalsze losy Avy. Jestem naprawdę zadowolona z tego, co tu otrzymałam. Dostałam ciekawych bohaterów, fajną fabułę i rozterki, z którymi się borykają nasze główne postaci. Ava naprawdę dostała od życia porządnego kopa w tyłek. Podziwiałam ją, że pomimo tego, co ją spotkało, nie poddawała się i parła naprzód. Dziewczyna walczyła z depresją i to jest naprawdę coś ciężkiego i potwornego do przeżycia. Cieszyłam się, że jako tako wyszła z tego stanu, bo zrobiła to dla dzieci. Jedna sytuacja, a raczej wspomnienie Avy chwyciło mnie za serducho i bardzo jej współczułam. Natomiast Finn też dostał od życia po tyłku. Zrobił coś, przez co stracił Avę. Współczułam mu i go rozumiałam. Pewnie postąpiłabym identycznie jak on. Lubiłam tego bohatera, bo się nie poddawał i za to ma u mnie ogromnego plusa :D

Co do postaci drugoplanowych to świetnie się wpasowali w tę książkę. Iris mogłabym mocno przytulić za to, że okazała się świetną przyjaciółką. Salvatora najpierw bym kopnęła w zadek, a później go wyściskała, a Aleksa… Najchętniej to naprałabym go po ryju, zakopała na kilka minut żywcem, a później odkopała i przybiła z nim piątkę. To tyle o nich. Jednak nie można tu zapomnieć o Aubs i Theo. Boże, jak ja uwielbiałam te dzieciaki. Dziewczynka czasami przechodziła samą siebie i swoimi zachowaniami i pomysłami wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Theo też był takim kochanym małym urwisem.

Monika pisze z taką lekkością, że czytelnik z miejsca się poddaje i odpływa razem z bohaterami, by im towarzyszyć w kolejnych poczynaniach.


No dobra, żeby nie było tak cukierkowo, to miałam kilka zastrzeżeń. Pierwsze z nich to zdrobnienia tj. “pankejki” czy “scrollowanie”. Troszkę mnie to irytowało, bo nie lubię, gdy angielskie słowa są spolszczone, ale to oczywiście tylko moja opinia. Kolejną sprawą było zachowanie Avy. Jak wyżej napisałam, że cieszyłam się, że wzięła się w garść, ale miejscami jak dla mnie było tego za dużo. Jakby odgrywała rolę królowej dramatu. Wkurzało mnie, że nie chciała wysłuchać Feniksa, tylko uciekała przed czymś, co i tak było nieuniknione, jednak mimo wszystko i tak ją lubiłam. Wyłapałam też sporo literówek, które niestety były dosyć mocno widoczne. Jeszcze jedna rzecz, która nie tyle, ile mi przeszkadzała, aczkolwiek za szybko się wszystko rozwinęło. Kurczę, nie chce spojlerować, ale może napiszę tak relacja Finn-Theo.

To takie moje małe minusiki, bo resztę uważam za naprawdę świetną :)



Szczerze polecam Wam “Dziewczynę Feniksa”, jak i “Odrodzenie Feniksa”. Dajcie się wciągnąć w historię, która miejscami może być przewidywalna, ale jest napisana w taki sposób, że ciężko oderwać się od czytania. Dostałam w nich naprawdę wiele, przez co czas, który poświęciłam tym książkom, nie był zmarnowany. “Odrodzenie Feniksa” akurat podobało mi się bardziej, więc oceniam tę lekturę 8/10. 


Ps. Droga autorko przeczytałabym również historię Iris i Gavina, więc może pomyśl, o tym… :D


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...