T.L. Swan - „Pan Spencer”
Jednak jej przyjaciółka szybko sprowadziła ją na ziemię, mówiąc, że to największy kobieciarz w Wielkiej Brytanii i możliwe, że w tym samym czasie spotyka się z dziesięcioma różnymi kobietami.
Nie mogło być gorzej. Pierwszy facet od lat, który naprawdę spodobał się Charlotte, musiał okazać się casanovą.
Spencer
zdawał sobie sprawę, że z jego pozycją, kasą i wyglądem może
mieć każdą kobietę. I chętnie z tego korzystał. Kiedy zobaczył
na imprezie Charlotte, wiedział, że będzie jego następnym łupem.
Ale jego kumpel szybko ostudził te zapały, mówiąc, że tej
dziewczyny od lat nikomu nie udało się zdobyć. Spencer jednak
lubił wyzwania, a jedno właśnie się pojawiło.
Pierwszy
tom podobał mi się bardzo i przeczytałam go w ekspresowym tempie i
właściwie zaraz po nim zabrałam się za „Pana Spencera”. Nie
wiem czemu, ale skończenie go zajęło mi prawie dwa tygodnie. I nie
pomyślcie sobie, że ta lektura była zła, wręcz przeciwnie,
bawiłam się przy niej świetnie, jednak po prostu nie miałam chęci
na czytanie.
Zacznę może od bohaterów. Spencera poznajemy
już w pierwszym tomie, czyli w „Panu Mastersie” i od razu
przypadł mi on do gustu, wiedziałam, że jego opowieść będzie
pełna humoru, sarkazmu, ale i przepełniona jego pewnością siebie,
ale nie jest to zdecydowanie na minus, wręcz przeciwnie, już od
pierwszych stron się ich kocha! Spencer zyskał sławę playboya i
bawidamka, który zmienia kobiety jak rękawiczki. Jako kolejny cel
wybrał sobie teoretycznie nieosiągalną dla niego Charlotte, ona
piękna, inteligentna, majętna kobieta, która od takich jak on,
woli trzymać się z daleka. Jednak jego urok osobisty i sposób
bycia, przyciąga ją do niego jak magnes. Bohaterowie byli świetnie
wykreowani i idealnie się dopełniali, podobało mi się to, jak
zmieniała się Charlotte dzięki niemu, po prostu zaczęła żyć i
walczyć o swoje, tym samym wyrywając się spod władzy
nadopiekuńczego ojca i brata, który swoją drogą tak mnie
wpieniał, że nawet sobie nie wyobrażacie.
Cała historia
była dobrze napisana i fajnie poprowadzona, chociaż nie ukrywam,
dość przewidywalna jak dla mnie. Jest jeden wątek, który moim
zdaniem został dodany, a tak troszkę był zbędny i niepotrzebny, a
chodziło dokładnie o sytuację z mamą Charlotte, specjalnie nie
mówię, o co chodzi, ponieważ nie chcę wam zdradzić czegokolwiek
z tej lektury.
Cała
opowieść jak dla mnie jest bardzo dobrze napisana i jest idealnym
dopełnieniem poprzedniego tomu, na sam koniec został mi trzeci z
przyjaciół, czyli Pan Garcia. :) Wam gorąco polecam tę opowieść,
jest to idealna lektura na spędzenie wspaniałego wieczoru ze
schłodzoną lampką wina, mi była potrzebna tak lekka opowieść,
aby odsapnąć od mrocznych mafijnych klimatów. Są to mężczyźni,
którzy z całą pewnością zdobędą serce każdej kobiety. W tej
książce otrzymałam wszystko to, co kocham w delikatnych romansach
i z całą pewnością jeszcze do tej powieści powrócę. Daję jej
8/10.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz