wtorek, 9 maja 2023

 T.L. Swan - „Pan Spencer”


Kiedy Charlotte zobaczyła na imprezie Spencera Jonesa, wiedziała, że wpadła w kłopoty. Był dokładnie takim facetem, o jakim marzyła: niesamowitym, seksownym, idealnym.

Jednak jej przyjaciółka szybko sprowadziła ją na ziemię, mówiąc, że to największy kobieciarz w Wielkiej Brytanii i możliwe, że w tym samym czasie spotyka się z dziesięcioma różnymi kobietami.

Nie mogło być gorzej. Pierwszy facet od lat, który naprawdę spodobał się Charlotte, musiał okazać się casanovą.

Spencer zdawał sobie sprawę, że z jego pozycją, kasą i wyglądem może mieć każdą kobietę. I chętnie z tego korzystał. Kiedy zobaczył na imprezie Charlotte, wiedział, że będzie jego następnym łupem. Ale jego kumpel szybko ostudził te zapały, mówiąc, że tej dziewczyny od lat nikomu nie udało się zdobyć. Spencer jednak lubił wyzwania, a jedno właśnie się pojawiło.

Pierwszy tom podobał mi się bardzo i przeczytałam go w ekspresowym tempie i właściwie zaraz po nim zabrałam się za „Pana Spencera”. Nie wiem czemu, ale skończenie go zajęło mi prawie dwa tygodnie. I nie pomyślcie sobie, że ta lektura była zła, wręcz przeciwnie, bawiłam się przy niej świetnie, jednak po prostu nie miałam chęci na czytanie.

Zacznę może od bohaterów. Spencera poznajemy już w pierwszym tomie, czyli w „Panu Mastersie” i od razu przypadł mi on do gustu, wiedziałam, że jego opowieść będzie pełna humoru, sarkazmu, ale i przepełniona jego pewnością siebie, ale nie jest to zdecydowanie na minus, wręcz przeciwnie, już od pierwszych stron się ich kocha! Spencer zyskał sławę playboya i bawidamka, który zmienia kobiety jak rękawiczki. Jako kolejny cel wybrał sobie teoretycznie nieosiągalną dla niego Charlotte, ona piękna, inteligentna, majętna kobieta, która od takich jak on, woli trzymać się z daleka. Jednak jego urok osobisty i sposób bycia, przyciąga ją do niego jak magnes. Bohaterowie byli świetnie wykreowani i idealnie się dopełniali, podobało mi się to, jak zmieniała się Charlotte dzięki niemu, po prostu zaczęła żyć i walczyć o swoje, tym samym wyrywając się spod władzy nadopiekuńczego ojca i brata, który swoją drogą tak mnie wpieniał, że nawet sobie nie wyobrażacie.

Cała historia była dobrze napisana i fajnie poprowadzona, chociaż nie ukrywam, dość przewidywalna jak dla mnie. Jest jeden wątek, który moim zdaniem został dodany, a tak troszkę był zbędny i niepotrzebny, a chodziło dokładnie o sytuację z mamą Charlotte, specjalnie nie mówię, o co chodzi, ponieważ nie chcę wam zdradzić czegokolwiek z tej lektury.


Cała opowieść jak dla mnie jest bardzo dobrze napisana i jest idealnym dopełnieniem poprzedniego tomu, na sam koniec został mi trzeci z przyjaciół, czyli Pan Garcia. :) Wam gorąco polecam tę opowieść, jest to idealna lektura na spędzenie wspaniałego wieczoru ze schłodzoną lampką wina, mi była potrzebna tak lekka opowieść, aby odsapnąć od mrocznych mafijnych klimatów. Są to mężczyźni, którzy z całą pewnością zdobędą serce każdej kobiety. W tej książce otrzymałam wszystko to, co kocham w delikatnych romansach i z całą pewnością jeszcze do tej powieści powrócę. Daję jej 8/10.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...